piątek, 9 maja 2014

Chapter fourteen

Wszyscy zebrali sie w salonie omawiajac sprawe Harrego, kiedy ja siedzialam w pokoju z Hazel. Pierwszy raz moglysmy normalnie porozmawiac. Co dziwne, Jack poprosil ja by sie mna zajela, bo stwierdzil, ze dziewczyna, dziewczyne zrozumie. Blondynka siedziala siedziala na brzegu wanny patrzac na mnie zmywajaca rozmazany przez lzy makijaz.
- Zalezy Ci na nim...- odezwala sie cicho po czym wstala by zamknac dzwi od lazienki. Przelknelam wielka gule w gardle nie wiedzac co powiedziec.- Hej, mozesz mi powiedziec.- poglaskala mnie po ramieniu.
- Ja... To jest chore.- wyrzucilam zuzyta chusteczke do demakijazu do kosza.- Ja go nawet nie znam. Ale boje sie, cholernie sie boje.- ugryzlam sie we wnetrze policzka.
- Wiesz.. Moze Tobie tez sie to wyda dziwne, ale na przyklad, ja mimo wszystko kocham Jack'a...- spojrzalam na nia. Myslalam, ze on trzyma ja tu pod przymusem albo cos podobnego.- Pamietasz tamta noc co on mnie pobil?- skinelam glowa patrzac na Hazel z uwaga.- Byl pijany. Na imprezie jacys faceci powiedzieli mu, ze go zdradzam... Wpadl w szal.. Ale kiedy wrocilismy do domu, Nialler przemowil mu do rozumu i jak ogarnal co zrobil, przyszedl i rozryczal sie jak male dziecko przepraszajac.- usmiechnela sie lekko.- Nie umialam mu nie wybaczyc. Opatrzyl mnie dokladnie i obiecal, ze juz nigdy tego nie zrobi.- westchnela. Stalam z szeroko otwartymi oczami.- Kocham go, i wybaczylabym mu wszystko.
- Zazdroszcze Ci.- oznajmilam oblizujac usta.- Ja... Przeciez nie moge kochac Harrego. To zbyt krotko.- spuscilam glowe.
- Milosc nie nadchodzi po kilku latach. Mozesz zakochac sie po jednej rozmowie. Nie martw sie tym, chodz, wezmiemy Ci cos do przebrania.- zlapala mnie za dlon prowadzac do pokoju Hazzy. Z szafy wyciagnelam jeansy oraz koszulke i bluze Stylesa. Przebralam sie szybko w lazience chlopaka i wrocilam do Hazel. Nie mialam ochoty na przemyslenia. Gdybym za duzo myslala, rozkleilabym sie. Ugh, glupia jestem. Nie powinnam byc slaba, nie tak dorastalam! Zacisnelam zeby i ruszylam z blondynka dolaczyc do chlopakow.
~*~
- Jade z Wami.- powiedzialam pewnie.
- Niema mowy Scar.- odpowiedzial Niall zanim Louis zdazyl cos powiedziec.- Cos moze Ci sie stac.
- Nie urodzilam sie kurwa wczoraj! Umiem o siebie zadbac.- zalozylam rece na klatce piersiowej.- Z reszta, ten jak mu tam, Gareth, kazal MI przyjechac. Co bedzie jak tego nie zrobie? Moze pozabijac Was wszystkich. Nie wiadomo ilu ma ludzi.- oznajmilam.
- Ona ma racje.- stwierdzil Liam po chwili ciszy.- Louis, Ty z nia pojdziesz. Bedziemy Was oslaniac.- spojrzalam z wdziecznoscia na Payne'a.
- Dobra.- Tomlinson skinal glowa wzdychajac.
~*~
Zayn namierzyl adres, z ktorego byl wyslany sms. Po niedlugim czasie bylismy na terenie starych magazynow, ktore jak sie dowiedzialam, nalezaly kiedys do chlopakow.
Wsadzilam dwa naladowane pistolety za pasek spodni. Siedzialam z Louisem w jego samochodzie.
- Boisz sie?- zapytalam niepewnie.
- Nie. Harry tak latwo nie dal sie skrzywdzic, a jesli chodzi o tego calego Garetha, musi byc nowy, bo kazdy tutaj wie, ze z nami sie nie zadziera.- poslal mi pocieszajacy usmiech.- Nie zamartwiaj sie tak. Z reszta jak tam wejdziemy, nie przyznawaj sie, ze lecisz na Stylesa. Ma byc tylko kumplem z gangu.- brunet poprawil swoje wlosy. Skinelam glowa dajac mu do zrozumienia, ze tak zrobie. Nie moge byc slaba. Slabi przegrywaja, a Scarlett Nuttal nigdy nie przegrywa. Przynajmniej tak bylo kiedys..
- Gotowa?- pokiwalam glowa w odpowiedzi.- Nie daj sie sprowokowac.
Wyszlismy z auta podazajac w strone sporych, metalowych drzwi.
- On jest serio glupi.- westchnal Tomlinson wyciagajac pistolet. Szybkim ruchem strzelil w 2 kamery sledzace kazdy nasz krok. Zasmialam sie.
Weszlismy do srodka, a Lou dla pewnosci zlapal moje przedramie. Nie widzialam gdzie dokladnie idziemy, poniewaz moje oczy nie przyzwyczaily sie jeszcze do ciemosci, lecz prowadzacy mnie mezczyzna zdawal sie doskonale wiedziec gdzie mamy sie kierowac.
Przechodzac przez ktores z kolei juz drzwi, weszlismy do jasno oswietlonego duzego i zimnego pomieszczenia. Na srodku zobaczylam Harrego siedzacego na drewnianym krzesle. Jego rece byly zwiazane sizalem, a nogi przywiazane do nog od krzesla. Glowe mial pochylona do dolu przez co jego ciemne loki opadaly na czolo. Byl gdzieniegdzie brudny, a brak koszulki okazywal wiele swiezych siniakow na torsie oraz ramionach. Nie moglam na to patrzyc.. Przelknelam glosno sline chcac do niego podejsc. Moje serce bilo tak szybko jakby zaraz mialo wyskoczyc mi z klatki piersiowej.
- Harry..- odezwalam sie lamiacym sie polglosem. Zielonooki podniosl delikatnie glowe patrzac na mnie bezradnie.
- Odejdz stad Scarlett... Uciekaj.- odpowiedzial cicho. Jego glos byl jeszcze bardziej ochryply niz normalnie. Nie wiedzialam co robic.
- Scarlett! Ile ja Cie nie widzialem! Kope lat!- odezwal sie znany mi glos wychodzac zza sciany.
Skupilam cala swoja uwage na mezczyznie zmierzajacemu ku Harremu. Oswiecilo mnie. Znalam go. W Australii kiedys byl tym od brudnej roboty u nas w gangu. Nigdy nie nalezal do nas w 100%, Beau i Luke tylko go wykorzystywali zeby nie wpasc z dealerka. Niestety podbieral towar, wiec mial wybor: wyjechac, albo zginac. Wybral to co wiekszosc osob by wybrala, wyjechal. Mialam wtedy chyba 15 lat.
- Czy Ty ocipiales?!- krzyknelam.- Co Ci odwalilo?!- Louis stal zdziwiony moja reakcja. Harry rowniez podniosl zwrok wpatryjac sie we mnie.
- No wiec dowiedzialem sie, ze moja stara kolezanka Scarlett Nuttal przeprowadzila sie do Holmes Chapel! I uznalem, ze chcialbym sie spotkac, a wiem, ze bez motywacji, nie zgodzilabys sie.- na jego twarzy pojawil sie wredny usmieszek.- Widzialem jak wychodziliscie z Harrym razem z klubu, wiec stwierdzilem, ze on moze mi pomoc, w koncu zawsze mialas bzika na punkcie bezpieczenstwa osob, na ktorych Ci zalezy.- kopnal butem w noge Harrego, na co ten tylko zacisnal zeby. Z jego wargi leciala krew, wiec brunet co chwile ja oblizywal. Spojrzal na mnie lekko krecac glowa, tak by Gareth nie zauwazyl.
- Nie zalezy mi na nim. Pomagal mi tylko bo bylam wstawiona.- przeczesalam palcami wlosy.
- Tak? Wiec chyba nic sie nie stanie jak zrobie tak.- wyjal noz z pokrowca przyczepionego do paska od spodni. Wykonal nim naciecie wzdloz ramienia Harrego. Brunet zamknal oczy odchylajac glowe do tylubi przygryzajac warge chcac zatamowac bol. Gdyby mogl, zapewne krzyczalby, ale jego duma na to nie pozwalala.
Zadrzalam. Z naciecia zaczela saczyc sie krew. Gareth spojrzal na mnie pytajaco. Przygryzajac wnetrze policzka pokrecilam glowa. Rudy mezczyzna wyjal bron i przystawil ja Harremu do glowy.
- Czyli moge go zabic, prawda?- naciagnal pistolet po raz kolejny wycelowal nim w Stylesa.
- Nie! Prosze, zostaw go.- krzyknelam panicznie zakrywajac usta dlonia. Nie wytrzymalam wiecej. Nie moglam na to patrzec.
- No, tak od razu lepiej!- zasmial sie chowajac bron. Wypuscilam cicho powietrze, ktore nieswiadomie wstrzymywalam. Do oczu naplynely mi lzy. Balam sie o niego. Harry rowniez odetchnal.
Teraz to Louis w mgnieniu oka wyciagnal swoj pistolet celujac w Simona.
- Odejdz od niego.- wysyczal przez zeby. Zrobilam to samo co on. Bron ciazyla mi w rece, ale wiedzialam, ze dam rade, ale czy bylam w stanie zabic go gdyby zrobil cos Harremu? Gareth podniosl rece do gory cofajac sie od Harrego.
- Nie tak szybko...- Gareth glosno odchrzaknal. Zza metalowej sciany wyszlo kilkoro mlodych chlopakow maksymalnie w moim wieku. Dlonie zaczely mi sie trzasc. Spojzalam na twarz Louis'ego, ktora nie wyrazala zadnych uczuc. Byla jak kamien. Po chwili jednak na jego twarzy pojawil sie wredny usmieszek. Strzelil w sufit; co jak ustalilismy, bylo naszym sygnalem na wkroczenie chlopakow. Uslyszalam kroki i juz za nami zjawila sie 4 chlopakow. Poczulam sie pewniej, aczkolwiek nie opuscilam broni.
- No, Laska, masz obstawe.- glos Simona dobiegl moich uszu.- Chociaz nie jestem pewnien czy to potrzebne. Jak mowilem, chcialem Cie tylko zobaczyc, a Harry mi pomogl.- po raz kolejny wskazal bronia na chlopaka siedzacego na krzesle.
- To nasz teren, takze spierdalajcie.- oznajmil Louis.
- Tak sie sklada, ze podoba mi sie tu. Z reszta, stesknilem sie za Scarlett, chyba, ze oddacie mi ja po dobroci.- wystraszylam sie. Gareth to cpun. Spojrzalam blagalnie na Louis'ego. Z jego gardla wydobyl sie donosny dzwiek.
- Ty chyba sobie zartujesz?!- zapytal rozbawiony.- Scar jest u nas, wiec nie rozumiem nawet Twojej nadzieji na to by Ona do Ciebie odeszla.- zaczal spacerowac po hali.- Calkiem ladnie sie tu uzadziliscie, ale wiesz co mnie rozwala? Ze masz czelnosc palatac sie po mojej miejscowce, w moim miescie, traktujac w taki sposob jednego z moich przyjaciol i grozenia Scarlett.- szybko naciagnal pistolet i strzelil do jednego z chlopakow stojacych obok rudego. Na huk strzalu az podskoczylam wydajac z siebie pisk. Cialo postrzelonego chlopaka bezwladnie upadlo na posadzke.- Ja sie tak nie bawie.- warknal Tomlinson. Gareth stal jak wryty nie wiedzac, ze tak potocza sie wydarzenia.- Mogles uniknac jego smierci, ale coz.. Nie udalo sie. Teraz zanim zabije kolejnego, lepiej pilnuj swojej dupy i nie waz sie wiecej podchodzic mi pod nogi. Scarlett, idz odwiazac Harrego.- rozkazal mi konczac wypowiedz do Garetha. Czym predzej podbieglam do bruneta odwiazujac mi dlonie. Ukleknelam przed nim chwytajac jego twarz w dlonie. Spojrzal na mnie zapuchnietymi oczami. Odwiazalam jego nogi od nog krzesla po czym probowalam pomoc mu wstac. Nie przejmowalam sie tym, ze moglam dostac kulke w plecy od kogokolwiek, ale Harry i wyprowadzenie go stanowilo dla mnie priorytet.
- Boze..- wyszeptalam kiedy chlopak wstal. Powoli szlam z nim w kierunku wyjscia.
- Jeszcze raz tkniesz kogos z mojego gangu, to lepiej przygotuj sobie trumne i miejsce na cmentarzu.- wysyczal Lou i zaczal sie za mna wycofywac nadal z pistoletem wymierzonym w oniemialego Simona.
Nagle po drugiej stronie Harrego pojawil sie Niall podtrzymujac jego cialo. Zielonooki ledwo co szedl, a wlasciwie to tylko stawial na ziemi nogi.
- Scarlett, przesun sie.- Jack polozyl mi dlon na ramieniu sprawiajac ze po kregoslupie przeszedl mi dreszcz.- Pomoge mu.- zatrzymalismy sie, a Jack zajal moje miejsce przy boku Harrego. W koncu zobaczylismy drzwi i parking na ktorym staly auta, ktorymi przyjechalismy. Zayn nadal szedl przodem do wyjscia obserwujac czy nikt za nami nie podaza. Louis podbiegl do Range Rovera i otworzyl tylne drzwi. Z trudem usadzili tam Harrego i kazali mi zajac miejsce obok niego. Tomlinson usiadl za kierownica po czym ruszylismy w kierunku domu chlopakow. Pozwolilam Hazzie polozyc sie na moich kolanach i zaczelam glaskac go po wlosach.
- P-przepraszam... J-ja moglam n-ni-nie isc. Je-jestem glupia.- mowilam przez placz. Dalam upust emocjom. Balam sie o niego jak diabli.
Brunet lezal na plecach ze zgietymi nogami w kolanach. Jego oddech byl wolny i urywany. Mial lekko otwarte oczy, a z jego wargi leciala krew, ktora otarlam krawedzia rekawa od bluzy. Lou wlaczyl ogrzewanie zerkajac raz po raz w lusterko. Watpie by przejmowal sie, ze krew Harrego brudzi mu siedzenia.
____________________
Mam nadzieje, ze sie podoba i dzieki mojemu bardziej regularemu dodawaniu, zyskam wiecej czytelnikow ;) prosze, rozglaszajcie bloga!
Kocham Was, Zazu xox
Take care
Czekam na minimum 3 komentarze ;)