niedziela, 22 września 2013

Chapter one..

Kolacja u sąsiadów..
Pewnie zastanawiacie się co takiego może się zdążyć u sąsiadów na kolacji. Otóż, jeśli przeprowadziłaś się do nowego miasta, przepraszam, do innego kraju, do rodziców, których nie widziałaś przez wieki i którzy stwierdzili, że może na dobry początek zeswatać mnie z synem owych sąsiadów i przy okazji pochwalić się córką, której się nie wychowywało, to może być niezręcznie.. Szczególnie jeśli ten chłopak jest o 2 lata młodszy od Ciebie... No cóż, jeszcze tylko jakaś godzina i wracam do domu. O ile to coś można nazwac domem. Chodzi mi o to, że wygląda to jak dom, ale nie mój. Mój dom jest w Ameryce, z bratem, z którym zostałam rozdzielona, kiedy rodzice stwierdzili, że chcą mieć córeczkę, która już nie jest mała i jest grzeczna.
Nie powiem, że jestem jakaś od cholery, ale mogę stwierdzi, że nie jest ze mną łatwo. I oni to zobaczą..
- Kochanie, może pójdziesz z Jonnym do pokoju?- zaproponowała Caren. Nie będę jej nazywała mamą, nie zasługuje na to.
Już miałam ochotę coś jej odpowiedzieć, kiedy w mojej głowie pojawiło się malutkie światełko. O tak...
-Dobrze. - odpowiedziałam sucho i poszłam za 15-latkiem do pokoju. Na szczęście był na parterze. Zamknęłam za sobą drzwi podchodząc do okna.
- Da się to otworzyć?- spytałam szarpiąc za klamkę.
- Da, przesuń się.- rozkazał. Był o głowę niższy ode mnie. Otwarł okno na oścież. Było na tyle duże, że spokojnie przez nie wyjdę.
- Jeśli piśniesz chociaż jedno słówko, masz przesrane.- oznajmiłam.
- A co, jak zapytają gdzie poszłaś?- usiadł nieśmiało na łóżku. No sory bardzo, jak można się tak zachowywać u siebie w domu?
- Wciśnij im kit, że jestem w kiblu.- odpowiedziałam wychodząc. Zeskoczyłam z niskiego parapetu i bez słów podziękowania poszłam w kierunku domu. Dzięki bogu nie padało. Podobno w Anglii dużo pada, ale pewna nie jestem. Mieszkam tu już dobry tydzień i mogę stwierdzic, że Holmes Chapel jest fajne. W tym sensie, że można tu wejść do prawie każdego klubu bez okazania dowodu.
Nacisnęłam klamkę by otworzy spore brązowe drzwi, ale dupa. Nie dało się. Caren, najwidoczniej zwykła zamykać drzwi kiedy gdzieś wychodziła. Dzielnica wyglądała na bezpieczną, ale nie wiadomo jacy ludzie tędy chodzą.
Postanowiłam się przejść. Mimo iż było już całkiem ciemno, co to za problem? Ciemności się nie boję, a obronić się umiem. Telefon mi zabrali, bym nie mogła się komunikowac z Lukiem. Fajni rodzice, prawda?
Kroczyłam wąskim chodnikiem obok domków tak uderzająco podobnych do siebie, że stawało się to przerażające. Po jakiś 30-40 minutach, nie mogę dokładnie orzec, trafiłam na biedniejsze osiedle. Okiennice były stare, ogródki zarośnięte i gdzie gdzieniegdzie walały się stare ubrania, części do samochodów, a nawet lodówki! Ah Ci Anglicy... coraz bardziej mnie zaskakują. Z kieszeni spodni wyciągnęłam zgniecioną fajkę. Nie ważne jaka, ważne że jest! Palę odkąd skończyłam 15 lat. Czyli dwa lata. Podpaliłam ją szybko po czym schowałam zapalniczkę z powrotem do kieszeni. Mocno się zaciągnęłam przymykając oczy. Dym rozniósł się po moich płucach lekko je drażniąc. Wypuściłam powietrze przystając. Rozejrzałam się dookoła zastanawiając się w którą stronę powinnam teraz iśc. Nagle usłyszałam krzyk kobiety. Nie wybaczyłabym sobie gdybym nie poszła za źródłem, przecież tej biedaczce mogło się cos stac! Wrzaski prowadziły z małej, bocznej alejki. Spostrzegłam kulącą się dziewczynę, a nad nią dobrze zbudowanego mężczyznę. Chyba ją bił. Po raz kolejny kopnął ją prawą nogą sprawiając, że jeszcze głośniej krzyknęła. Dziwne, że nikt nie wychodził z domu, żeby zobaczyć co się działo. Podeszłam do niego pewnym krokiem stając mu za plecami.
- Zostaw ją! Nie nauczono Cię, że kobiet się nie bije?!- podniosłam głos podchodząc do jak się okazało, blondynki. Jej twarz była zapuchnięta, a z ust wypluwała krew.
- Zamknij się szmato!- odpowiedział kopiąc ją jeszcze raz.
- Dosyc tego...- szepnęłam.- Pomocy, pomocy!- zaczęłam krzyczec ile miałam sił w gardle. Mężczyzna się odwrócił i z całej siły walnął mnie w twarz. Policzek zaczął mnie piec, a z oczu popłynęły łzy.
Pierwsze co wpadło mi na myśl, to wybiec na chodnik, może akurat ktoś będzie szedł...
Stanęłam na środku ulicy panicznie się rozglądając. Jest... Moja nadzieja. Po drugiej stronie szedł jakiś facet. Jego krok był równy aczkolwiek szybki. Podbiegłam do niego.
- Niech mi pan pomoże, tam zabijają dziewczynę. Błagam!- zaczęłam jeszcze bardziej płakac.
- Spokojnie, już tam idę. W którym miejscu?- zapytał łapiąc mnie za ramię. Zaprowadziłam go do zaułka. Jego głos był spokojny, a na jego twarzy mogłam dostrzec lekki uśmieszek. Stanęliśmy jakieś 3 metry od pary, a mój nieznajomy nie miał zamiaru się ruszyc.
- No zrób coś!- krzyknęłam patrząc na niego błagalnie.
- Jack, zachowuj się! Widownia się zbiegła.- złapał moje ramie jeszcze mocniej. Co? On go zna?! Stałam skołowana przez kolejne kilka minut nie mogąc sie ruszyc.- Dobra, przestań, chyba nie chcesz jej zabic co?- zaśmiał się. Czy dla niego to nic nie znaczy?! Jack chwycił dziewczynę podnosząc ją na nogi.
- Będziesz już grzeczna?- zapytał ją jak psa.- Jeśli nie będziesz, znowu będę musiał Cię ukarac.- blondynka kiwnęła głową, a chłopak starł krew z jej ust.- Idziemy.- rozkazał ciągnąc ją za sobą. Chłopak który mnie przytrzymywał ruszył za odchodzącą parą, oczywiście przez jego uścisk, ja też musiałam.
Kiedy zobaczyłam, że idziemy do czarnego Range Rovera próbowałam się wyrwac.
- A gdzie Ty się kotku wybierasz?- zapytał. W jego oczach zobaczyłam wrogośc i nieugientośc.
- Do domu, puśc mnie!- zaczełam się szarpac.
- Po tym co zobaczyłaś? Mowy nie ma!- prychnął z poirytowania.
- Harry, rusz się!- krzyknął chłopak siedzący za kierownicą. Nadal stałam w miejscu, ignorując Harrego, bo chyba tak miał na imię brunet. Teraz dopiero dostrzegłam, że ma loczki. Urocze. Nie! Stój, żadne mi tu urocze!
- Albo idziesz ze mną ślicznotko, albo będę musiał Cię zabic.- poczułam obecnośc czegos twardego na wysokości mojego pasa [Dop.Aut. ZBOCZUCHY!]. Pistolet... Nie chciałam tak zginąc! Z zaciśniętymi zębami, mimowolnie wsiadłam do auta.- Dobra dziewczynka...- Harry wsunął broń za pasek spodni pomagając mi wsiąść do auta. Pfff, jakie maniery. Usiadł z tyłu obok mnie, bo blondynka z Jackiem siedzieli z przodu.
- Zwijamy się stąd...- usłyszałam głos Harrego i poczułam jak mnie obejmuje i przyciska do siebie.- Rób, co Ci mówię, a nic Ci się nie stanie.- usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos przy moim uchu, co wcale nie sprawiło, że się rozluźniłam..

_______________________________________
Szi sejs szi low maj loli
Nie mogę się od tego uwolni no! To nie fair ;p
No więc jest 1 rodział? Jak Wam się podoba? Komentujcie ;p
Kolejny powinien się pojawi dzisiaj albo jutro :)
Zazu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz