piątek, 20 grudnia 2013

Przepraszam!

Jejku, nawet nie wiecie jak bardzo chcę Was przeprosić! Otóż, zaniedbałam bloga, bardzo bardzo! ;( Rozdział powinien się pojawić jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Głupio mi teraz, ehh, rozdział kompletnie mi się nie podoba..
Proszę o motywację na dalsze pisanie, jeśli nadal będziecie chciały czytać, zostawcie dowolny komentarz pod dowolnym postem! Dziękuję, kocham!
Zazu

sobota, 23 listopada 2013

Chapter eight...

- Kluczyk panie Tomlinson, cały sprzęt znajduje się w środku.- oznajmił kasjer, podając mu zawieszkę. Musieli go tu dobrze znać, skoro zwracali się do niego po nazwisku bez zapytania o nie.
_______________________________________________________________
Z tego co zauważyłam do tej pory, byłam tu jedyna kobieta. W około sami faceci, którzy schodzili nam z drogi, albo po prostu patrzyli się na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Weszliśmy po schodach i dotarliśmy do drzwi numer 21. Lou wyjął klucz i sprawnym ruchem nadgarstka otworzył drzwi. Przede mną pojawiła się dosyć spora ściana z wywieszonymi 5-ma manekinami na końcu. W rogu stal stolik ze słuchawkami zagłuszającymi dźwięk wystrzału oraz rożnego rodzaju pistolety.
- Rusz się Scarlett.- Harry lekko popchnął mnie do środka. Serce bilo mi niewyobrażalnie szybko, a oddech był płytki i nierówny. Czego ja się obawiam? Przecież.. strzelałam już wcześniej, mimo to nikogo nie zabiłam. Gdybym nawet przypadkiem, a co dopiero specjalnie to zrobiła, poczucie winy i współczucie zjadałoby mnie od środka.
Eh, dobra. Trzeba się otrząsnąć i ruszyć dalej.
- Strzelałaś wcześniej prawda?- zapytał Tomlinson podchodząc do stolika i wybierając pistolet.
- Tak.- odpowiedziałam głośno. Ukradkiem spojrzałam na zielonookiego. Pisał esemesy. Znowu.
Lou wyciągnął w moja stronę rękę z najmniejszym i zapewne najlżejszym pistoletem. Podniosłam wzrok na jego twarz, na której zobaczyłam głupkowaty uśmieszek.
- Mam Ci go potrzymać, bo zbyt ciężki dla Ciebie?- zapytałam z niedowierzaniem. Co za seksista! Czy to, ze jestem dziewczyna, oznacza, ze mam strzelać z mniejszej broni? Co to, to nie.
Chwyciłam jedna z większych "zabawek" lezących na stoliku i stanęłam przed pierwszym manekinem. Sprawdziłam czy magazynek pełny po czym naciągnęłam spluwę by być gotowa do oddania strzału. Coś mnie kusiło bym odwróciła się i wycelowała w Louisa, ale zapewne byłby szybszy i to ja bym kopnęła w kalendarz.
- W co mam celować?- opuściłam rękę, która zaczęła się trząść, lecz próbowałam to okryć.
- Głowa.- oznajmił milczący do tej pory Styles. Tomlinson przytaknął, a ja strzeliłam. Wiedziałam, ze trafie. Było to nieuniknione. Podeszłam na kolejne miejsce znowu naciągnęłam pistolet i pociągnęłam za spust. Widziałam jak kula przeszyła czoło manekina i wbiła się w nie. Gruby musiał być, skoro nie przeszyła go na wylot. Zrobiłam to samo z pozostałymi trzema. Kiedy skończyłam, teatralnie dmuchnęłam w cześć wylotowa pistoletu, tak jak to robią na filmach. Byłam z siebie cholernie dumna. Zaskoczyłam te suki. I dobrze.
Harry schował telefon do kieszeni i zaczął bić brawo podchodząc do mnie.
- No, Scar, czegoś takiego się po Tobie nie spodziewałem.- na malinowych ustach pojawił się jeden z tych firmowych uśmiechów.
- Fajnie.- wątpię żeby cokolwiek zobaczył znad telefonu, ale okej.- Coś jeszcze? - zapytałam Louisa.
- Nie Scarlett, z reszta i tak się spieszę. Przyjedziemy innym razem i zobaczymy jak Ci pójdzie z ruchomymi celami.- uśmiechnął się. Wow. Odłożyłam pistolet i skierowałam się do wyjścia. Harry chwycił moja dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Wywróciłam oczami i pozwoliłam mu na obejmowanie mnie. Nie miałam innego wyboru, trzymał mnie zbyt mocno wbijając palce w mój bok.

- Już państwo wychodzą?- zapytał facet za ladą, kiedy Lou oddał mu kluczyki.
- Tak.- w sumie to nie byliśmy tutaj zbyt długo. Może kilkanaście minut. A to już wystarczyło na sprawdzenie mnie. Fajnie. Są niezbyt wymagający...
- W takim razie do zobaczenia wkrótce.- uśmiechnął się do nas uprzejmie po czym zapisał coś w dużym zeszycie.
Harry pociągnął mnie w stronę wyjścia na parking. Stanął przy aucie, czekając aż niebieskooki otworzy zamki. Kiedy drzwiczki od strony kierowcy się zamknęły, Hazz objął mnie mocno.
- Scarlett, będziesz dzisiaj spala w gościnnym, jasne?- spytał.
Lepsze to niż spać z nim. Skinęłam głową odwracając wzrok. Byłam pewna, ze gdybym spojrzała w jego zielone tęczówki, rozpłynęłabym się. Jest to pewne. Styles dwoma palcami skierował moja głowę ku gorze i zaczął zbliżać swoje usta do moich. Jak najszybciej mogłam, przekręciłam głowę w lewo, by jakoś od tego uciec. Nie to, ze złe całuje, czy coś. Całuje wręcz idealnie, ale ja tego nie chciałam. Wiedziałam, ze jeśli kilka razy ulęgnę, to w końcu będę musiała przestać zmagać się z myślą, ze On mnie pociąga i zgodzić się z tym.
Gdy jego wargi dotknęły mojego policzka, chłopak zacisnął pięści i głośno westchnął. Puścił mnie i otworzył przednie drzwi.
- Wsiadaj.- warknął i czekał aż wejdę po czym z trzaskiem zatrzasnął drzwi. Sam usiadł z tylu, co trochę mnie zdziwiło, bo myślałam, ze to ja wyląduje z tylu.
- Lou, podjedz po Tay.- rozkazał patrząc w lusterku na mnie.
Samochód gwałtownie ruszył, co sprawiło, ze wbiło mnie w siedzenie.

Złapałam powietrze w płuca i wstrzymałam oddech jakbym bała się, ze jest on moim ostatnim. Na twarzy Louisa zagościł uśmieszek i jeszcze bardziej docisnął pedał gazu zakręcając w prawo. No brawo, poleciałam na drzwi. Z prędkością światła zapięłam pasy i złapałam się siedzenia.
- Czy możesz zwolnic?- zapytałam. Zawsze się tego bałam. Czy wszyscy oprócz mnie tak zapierdalają?
- Ja nie jeżdżę wolno skarbie.- zaśmiał się cicho.
- To zacznij.- odpyskowałam patrząc za szybę.
Byliśmy w całkiem bogatej i spokojnie wyglądającej dzielnicy. Lou zaczął zwalniać i po ostatnim zakręcie w lewo stanął. Teraz gdyby nie pasy, rozbiłabym sobie głowę o deskę rozdzielcza. Harry w mgnieniu oka wyszedł i kierował się do jednych z drzwi. Zadzwonił do drzwi, w których po chwili pokazała się cycata blondynka. Tak, nawet z auta mogłam dostrzec jak bardzo są one obnażone i GIGANTYCZNE. Dam sobie rękę obciąć, ze to implanty.
Loczek złapał ja za pośladek i dosłownie wbił się w jej usta. Gdzieś w środku poczułam okłocie. Zazdrość? Odwróciłam wzrok w druga stronę, by nie patrzeć się na parę, która wyglądała jakby chciała się pierdolić na tym jebanym chodniku. Obrzydliwe.
- Nie przejmuj się Harrym skarbie.- odezwał się Lou kładąc mi rękę na nodze miedzy kolanem a udem.
- Czy ja wyglądam jakbym się przejmowała?- zapytałam przełykając gule w gardle.
- Scarlett, nie musisz udawać, Harry po prostu jest niedojrzałym skurwielem, który musi się nauczyć, jak traktować kobiety.- uśmiechnął się.

Czy wszyscy, którzy na początku wydają się chamskimi idiotami, potem staja się podejrzanie mili? Zaczyna mnie to przerażać... Strzepnęłam jego rękę z mojej nogi nie chcąc by mnie dotykał.
- Nie zależy mi na Stylesie. Jak chce to niech sobie debil pieprzy co chce, ja mam to w dupie.- oznajmiłam zerkając za okno. Szli do auta.
Ta laska była perfekcyjna. Duży biust, zgrabny tyłek, plaski brzuch i długie nogi. I coś czego zazdroszczę jej chyba najbardziej, czytaj, wzrostu. Szla na szpilkach, a jej wzrost z Harrym był niemal równy. Ja, jeśli założyłabym 15-stki nadal byłabym od niego dobre 10 cm niższa. To nie fair. Ale cóż, faceci zazwyczaj lecą na piękne, wysokie, długonogie blondynki. Jedyne co ja miałam długie, to włosy, mój największy atut. Kochałam je.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwierania drzwi. To dlatego kazał mi usiąść z przodu, by móc się z nią miziać z tylu.
- Lou!- nawet kurwa, ma głos idealny!- Dawno się nie widzieliśmy.- wsiadła za mój fotel i poprawiła bluzkę.
Zaraz po niej wsiadł Harry. Jego włosy były w totalnym nieładzie. Skoro teraz wyglądają tak seksownie, to jak on musi wyglądać po seksie? Mmm... Dobra, już się zamykam.
- Tak, wiem. Zostajesz na noc?- na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Oczywiście! No w końcu, ktoś musi zadbać o Harrego.- zaśmiała się kładąc rękę na jego torsie.
Przyznaje się, kipiałam z zazdrości, to chciałam być ja. Styles był wręcz idealny. Wszystko mnie do niego ciągnęło.
- A Ty to kto?- to pytanie skierowała do mnie wychylając się na przód auta wypinając przy tym swoje tylne walory. Styles może sobie popatrzeć.
- Scarlett, jestem..- zaczęłam zastanawiając się jak dokończyć to zdanie. Bo szczerze to nie byłam pewna kim ja w tej chwili jestem. Na szczęście Louis gładko wybrnął z tej sytuacji.
- Scarlett, jest nowa w gangu. Zna się na rzeczy i będzie dla mnie pracować.- odetchnęłam z ulga.
- Ja jestem Taylor i chyba mi się wydaje, ze nie spędzimy ze sobą zbyt dyzo czasu.- z powrotem oparła się o oparcie od jej siedzenia opierając głowę o ramie Hazzy.
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.- skwitowałam. - Nie daj Boże mogłabym się zeszmacić i co by było?- uśmiechnęłam się sama do siebie, dumna ze swojej ciętej wypowiedzi po czym założyłam ręce na piersi.
- Wtedy miałbym dwie dziwki zamiast jednej, co byłoby jeszcze lepsze.- słowa Stylesa przerwały mój samozachwyt i jeszcze raz przemyślałam co on własnie powiedział. Chciałam zdać mojego jebanego buta i rzucić na tył by wylądował na jego jebanej, aczkolwiek pięknej twarzy. A lepiej by było jakby się odbił i walnął Taylor w jej pusta dupę.
- Styles, zamknij się.- warknął Lou przejeżdżając obok Tesco.
Nawet nie zauważyłam kiedy ruszyliśmy. Przygryzłam wnętrze policzka by nie wybuchnąć. Powietrze w aucie było tak ciężkie i geste, ze można by było je nożem ciąć.

Zamknęłam oczy kiedy usłyszałam jak zaczęli się całować, obrzydzało mnie to, mlaskali przy tym tak głośno jak małe dziecko jedzące gumowy karczek. Okej, ja tez nie zachowywałam się jakoś bosko, bo mieszkając w Ameryce musiałam całować się z jakimiś oblechami, ale to była część mojej pracy, która chciałam wykonywać. Okej, zabrzmiało to nieco dziwnie... Chciałam po prostu zobaczyć jakie to uczucie. Czy to jest tak jak widać na filmach, albo można przeczytać w książkach romantycznych. Ale takiego pocałunek nie przeżyłam nigdy. Nigdy nie całowałam się z własnej woli. Fajnie, co? 17-nasto latka nigdy nie miała tego swojego pierwszego wymarzonego pocałunku... Nigdy nie pocałowałam nikogo pierwsza. Tak, dużo by się chwalić.
Po niedługim czasie dojechaliśmy do domu. Czym prędzej wyszłam z auta trzaskając za sobą drzwiami, ze nie zdziwiłabym się gdyby coś się autku stało. Weszłam do środka i pobiegłam na gore wchodząc do pokoju Harrego. Złapałam z szafy piżamę oraz czysta bieliznę. Na podłodze zobaczyłam, mój biedny, poszkodowany telefon. Podniosłam go i lekko pogłaskałam. Tak, pogłaskałam. Schowałam do kieszeni i weszłam do łazienki. Z półki wiszącej nad zlewem zabrałam moja szczoteczkę do zębów, a z wieszaka, ręcznik. Szybko skierowałam sie do wyjścia. Byłoby mi trochę niezręcznie gdybym miała przeszkadzać im w "zabawie".
Nagle moje ciało wpadło na większe i twarde. Spojrzałam w gore i zobaczyłam uśmiechającego się Stylesa.
- Zejdź mi z drogi.- rozkazałam sucho, przesuwając się na prawo chcąc przemknąć obok.
- Scarlett, pokój gościnny dwa drzwi na lewo.- uśmiechnął się.
Bez słowa wyminęłam go szturchając go w ramie. Debil.

Weszłam do zwykłego kremowego pokoju z niebieskimi dodatkami. Był całkiem przytulny. Rzuciłam moje rzeczy na łózko i usiadłam na drewnianej podłodze. Wyjęłam telefon z kieszeni i zobaczyłam czy Luke możne nie dzwonił. Nie, na szczęście, w sumie to chyba lepiej. Westchnęłam, wstałam i zdjęłam ubranie. Założyłam piżamę i rozczesałam palcami włosy, które po chwili związałam w i tak rozwalającego się warkocza. Nie ma sensu, żebym sama tu siedziała, a ze na dole widziałam wielki, piękny telewizor, to czemu by tak z niego nie skorzystać? Stanęłam przed lustrem spoglądając na odbicie. Piękna jak zawsze. Może i brzmi to nieco samolubnie i selfistycznie, ale to, ze mowie tak o sobie, utwierdza mnie w tym przekonaniu i od razu humor się poprawia. Zeszłam na dol omijając drzwi do pokoju Harrego szerokim lukiem. W salonie siedział Niall i pewien kurewsko przystojny chłopak podobny do Davida Beckhama. "Beckham" leżał rozwalony na kanapie a blondyn obok na fotelu. Podeszłam do kanapy zwalając nogi bruneta i usiadłam na ich miejscu. Nie będę starała się być mila i nieśmiała, bo wtedy nie będę sobą. Ciężko to zrozumieć, ale jak mnie polubią, to taka jaka jestem, a nie udająca kogoś innego.
- Co kurwa?- usłyszałam.
- Siadam, nie widać?- zapytałam retorycznie.
- Nie umiesz powiedzieć "Przepraszam, chce usiąść"?- spytał oburzony.
- A c
zy ja wyglądam na taką?- zaśmiałam się. Jego oczy zabłysły. Usiadł normalnie drapiąc się po karku.
- Nie znam Cie.- skwitował.
- Scarlett Nuttal.- podałam mu rękę.
Przez cały ten czas Niall przyglądał się nam z zaciekawieniem zjadając czipsy.
- Liam Payne, milo poznać.- chłopak przychylił się w moja stronę i przybliżył moja dłoń do jego ust, całując ja delikatnie.
- Stary, ona jest zajęta.- odezwał się w końcu Niall.
- Ha, przez kogo niby?- zapytałam zabierając dłoń. Dobrze wiedziałam, lecz to chyba nie było już ważne.
- Harry Styles kochanie.- uśmiechnął się do mnie patrząc mi głęboko w oczy.
- No chyba nie. On własnie pierdoli się na gorze z tą... Jak jej tam? Taylor.- powiedziałam opierając nogi na stoliku przede mną.- Wiecie może gdzie jest Zayn? Potrzebuje papierosów.- odchrząknęłam.
- Poszedł gdzieś.- oznajmil Liam.- A Harrym się nie przejmuj. On śpi ze wszystkimi. 

Dobrze wiedzieć...
_________________________________________________
Zazu jest dumna. 


Bardzo dumna
22 komentarzy
WOW
WoW
wow
w
Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Dzisiaj, jeśli przeczytacie tę notkę macie napisać Rogal. Lubię rogale. Mniam. 
Hahahahaha, jestem dziwna, ale cóż.
Zazu aka. miszczunio
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
EDIT:
Moja mama nie pozwoliła mi oglądać #1DDay. Zaraz chyba umrę, błagam, znajdźcie moje szczątki i pochowajcie. Mam dosyć, cały czas się na mnie drze o wszystko. Mam dość.

EDIT: Kiedy będzie minimum 5 komentarzy, możecie liczyć na rozdział. Nie wcześniej! Komentarze mają być od innych osób.

środa, 13 listopada 2013

Chapter seven...


Kolejny rozdział najwcześniej w weekend, a jeśli mnie zmobilizujecie to wcześniej
- Powiesz im?- zapytałam. 
- Tak.- jechał skupiony na drodze.- Dlaczego nie kontaktowałaś się z bratem?- teraz to on zapytał. Jedyne co mnie zdziwiło znowu był spokojny. Co on kobieta w ciąży czy przed okresem? 
- Moi rodzice zabrali mi telefon, żeby Luke nie kombinował jak mnie od nich wyrwać .- odpowiedziałam obojętnie. Jeśli już i tak zna polowe mojego życia  to czemu ma nie znać kilku szczegółów?
- Czyli nie masz telefonu.- bardziej stwierdził niż zapytał. No kurwa, dołować mnie już nie musi...
Nie odezwałam. Po prostu nie chciałam się jeszcze bardziej denerwować. Ku mojemu zdziwieniu z powrotem podjechaliśmy do centrum.
- Harry, co Ty tu znowu chcesz?- zapytałam zrezygnowana.
Wjechaliśmy na ten sam parking i zatrzymaliśmy na miejscu zaraz przy wyjeździe.
- Kupie Ci telefon.- oznajmił.
- Jeżeli sadzisz, ze jeśli kupisz mi telefon, to Ci obciągnę to się mylisz.
- Nie oczekuje tego kotku. Mam od tego koleżanki.- uśmiechnął się, obrzydliwe, jak on tak może... Wysiadł i kupił bilet by po chwili przykleić go do szyby. - Wychodzisz? Bo zamykam.- zapytał otwierając mi drzwi. Chwyciłam za jego silna rękę i podciągnęłam się do góry.
- Harry, wytłumacz mi, dlaczego chcesz kupić mi telefon?- zapytałam.
- Jak zapewne wiesz, bycie w gangu nie oznacza ciągłego siedzenia w domu.- złapał mnie za dłoń. Znowu zaczyna. Kurwa, on serio ma chyba coś z głowa, skoro najpierw mnie lubi, potem grozi mi bronią myśląc o zabiciu mnie, a na końcu znowu mnie lubi... Co za człowiek!- Ja muszę wychodzić żeby załatwiać to i owo, a Ty przez ten czas będziesz siedziała u mnie, wiec musze mieć z Tobą jakiś kontakt.- splótł nasze palce ze sobą i po raz kolejny, jego kciuk smyrał wnętrze mojej dłoni. Zaczyna się...
Weszliśmy do środka i teraz zobaczyłam jak wiele osób się na niego patrzy. To prawda, wyglądał seksownie, ale to chyba nie dlatego. Ci ludzie patrzyli na niego ze strachem.. Weszliśmy do sklepu z telefonami komórkowymi. Hazz podszedł do lady, którą obsługowa jakaś blondynka spoglądająca w ekran swojego Samsunga.
- Ekhem- odchrząknął Styles. Blondynka podniosła wzrok na Harrego, a na jej twarzy pojawił się uroczy uśmieszek. Phi.
- W czym mogłabym pomoc Harry?- zapytała słodkim tonem. No bardziej uroczą już się nie da być.
- Czy ja Cie znam?- spojrzał na nią z ukosa.
- Poznaliśmy się kiedyś na imprezie, pamiętasz?- po raz kolejny wyszczerzyła do niego zęby.- Spędziliśmy mile chwile.. Ciężko takie rzeczy zapomnieć.
- No najwyraźniej musiałem być ostro zajebany, skoro pozwoliłem by do czegoś miedzy nami doszło...- zmierzył ją od pasa w górę. W głębi ducha przybiłam sobie samej piątkę.
- To czego chcesz?- najwyraźniej puściła uwagę Hazzy mimo uszu.
- Telefonu. iPhona 5 s poproszę oraz starter do O2.- otworzyłam szeroko oczy, przecież to około £2000!
- Harry!- podniosłam głos.
- Zamknij się Scar.- wywróciłam oczami po czym patrzyłam jak wyjął kartę debetowa i wciskał kod na małych klawiszach.- Jaki chcesz kolor?- wzruszyłam ramionami.
- Bialy.
Dziewczyna podała mu pudełko ze smartfonem, które otworzył. Wyjął urządzenie i włożył do niego kartę. Po chwili kiedy go włączył, wstukał numer telefonu, zapewne jego i podał mi go.
- Dzięki.- burknęłam.- Możemy już iść?- pociągnęłam go za dłoń.
- No chodź kotku.- uśmiechnął się i podążyliśmy ku wyjściu.
***
- Harry, kurwa, gdzie Ty byłeś?!- usłyszałam krzyk zaraz po wejściu do mieszkania.
Zza drzwi od kuchni wyszedł całkiem wysoki brunet o ciemno zielono-niebieskich oczach.
- Na zakupach, czego chcesz?- zapytał Harry spokojnie. Lou podszedł do mnie mierząc mnie od góry do dołu.
- Ładna jest, ale na co mi ona tu?- obszedł mnie do okola przy czym klepnął mnie w pośladek. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu.- Zwyczajna suka, niczym się od innych nie rożni.

- Pff...- prychnęłam krzyżując ręce na piersi.

- Nie możesz jej przelecieć i się jej jakoś pozbyć?- zakręciło mi się w głowie. Co on myśli, ze ja jestem jakąś dziwką? Nieeee... Miarka się przebrała. Już miała podejść do niego i uderzyć go w twarz kiedy Styles uścisnął moja dłoń.
- Scar ma kilka przydatnych zalet.- co ja kurwa robot kuchenny? "No wiec proszę państwa, robot kuchenny o nazwie Scar Nuttal jest bardzo wszechstronny, nie będziecie mogli się z nim rozstać! Jest pomocny , pożyteczny oraz poręczny! Również jest łatwy w obsłudze i ma wiele innych zalet..." usłyszałam w głowie głos wymyślonej przeze mnie prezenterki telewizyjnej.
- Oświeć mnie...
-Jeśli myślisz, ze jestem jakaś tępa się mylisz. Zostałam wychowana przez brata, który należał do jednego z najsławniejszych gangów w Ameryce, a dokładniej w Sydney. Uczyłam się wszystkiego od 4 chłopaków, którzy byli uznawanych za jednych z najbardziej niebezpiecznych w całym mieście! Mimo iż jestem dziewczyną, potrafię to co oni, wiec przestań zachowywać się jak seksistowska świnia, i nie myśl, ze będę kurwa jebana dziwka!- cala moja złość włożyłam w to co powiedziałam. Chyba go zaskoczyłam.
- Harry.- jego pusty wzrok skierował się na Lokatego.- Szanującej się kobiety nie uderzę, ale powinna się nauczyć, ze do mnie powinna odzywać się z ładniej.- wywróciłam oczami.
- Scarlett, idź na gore, zaraz przyjdę.- po raz kolejny uścisnął moja dłoń po czym ja puścił. Napotkałam jego chłodny wzrok. -Idź.- powiedział bezgłośnie.
Skierowałam się w stronę schodów prowadzących na gore. Przeskakując po dwa stopnie weszłam na gore. Zobaczyłam jak z łazienki wychodzi Hazel. Szybkim krokiem podeszłam do niej i zatrzymałam ją.
- Hej, nic Ci nie jest? Jak się czujesz?- zapytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, lecz po chwili się otrząsnęła. Była niewiele wyższa ode mnie ( tak, wszyscy są wyżsi ode mnie), miała niebieskie oczy i praktycznie białe włosy. Była śliczna, jedyne co ja oszpecało to siniak na policzku.
- Harry mówił, ze nie mogę z Tobą rozmawiać.- ze co kuźwa?! On ma chyba coś na bani.
- Dlaczego?- zapytałam. Co on chce mnie odciąć od ludzi?
- On jest strasznym zazdrośnikiem. Będzie Ci robił awantury nawet jeśli tylko spojrzysz na jakiegoś chłopaka.- oznajmiła.
- Ale Ty jesteś dziewczyna!- zbulwersowałam się. No nawet u mnie tak nie było. Jonah miał dziewczynę, na dodatek przyjaźniłam się z nią, a reszta ją lubiła, wiec o co chodzi?
- To niema znaczenia. Lepiej się go słuchaj, dla własnego dobra.- powiedziała i zeszła po schodach.
Weszłam do pokoju i usiadłam na podłodze. Jak ja się mogłam w to wpakować?! To nie była moja decyzja, a mimo to żałuje. Chciałam podkulić nogi, ale poczułam coś co mi przeszkadzało. Z kieszeni jeansów wyjęłam telefon. Patrzyłam się na niego uświadamiając sobie, ze w końcu mam okazje by zadzwonić do Luke'a!
Ale czy mogę? Przecież Harry kupił mi telefon do kontaktowania się z nim.. Ale nie powiedział nic, ze nie mogę dzwonić do innych. Wybrałam numer, który znałam na pamieć i wcisnęłam zielona słuchawkę.
Jeden sygnał, drugi, trzeci...
- Tak słucham.- usłyszałam ten dobrze znany mi amerykański akcent.
- Luke!- powiedziałam cicho.
- Scarlett, od kogo dzwonisz?- wydawał się być zaskoczony aczkolwiek szczęśliwy.
- Od siebie. To długa historia, jak tam u Was?
- Nie jest złe, to co zwykle, stęskniłem się za Tobą siostra.- moje kąciki ust podniosły się do góry.- Jak ze starymi, wkurwiają Cie?
- Nie mieszkam z nimi, a to jest częścią tej długiej historii.- zmieszałam się. Nie mogłam mu powiedzieć. Hazz i tak się wkurzy jak tylko się dowie, ze z nim gadałam.
- Jak to?! Scar, gdzie Ty jesteś?- zapytał.
Kiedy juz mialam odpowiedziec uslyszalam kroki po schodach.
- Musze kończyć, nie mogę rozmawiać.- w tym momencie przez drzwi wszedł Harry. Szybko się rozłączyłam.
- Scar, z kim Ty rozmawiałaś?!- w jego oczach widziałam furie. Podniosłam się i stanęłam przed nim. Wyrwał mi telefon z dłoni i rzucił nim o podłogę. Mój biedny telefon, już zdążyłam go polubić.
- Z bratem Harry.- odpowiedziałam spokojnie. - Chciałam się dowiedzieć czy nadal żyje.- prychnęłam.
- Nic mu nie powiedziałaś, prawda Scar?- westchnął.
- Nie.- burknęłam siadając na łóżku.
- Louis powiedział, ze musisz mu udowodnić, ze się nadajesz.- ja również usiadłam na przeciwko niego.
- Do czego?- zapytałam.
- Do gangu, możesz się okazać przydatna.- tak kurwa, po raz kolejny Scarlett zamienia sie w robota kuchennego, a on używa tego niefajnego słowa
- Jesteś żałosny, wiesz o tym?- prychnęłam.
- To jego słowa, ja tylko powtarzam.- usłyszałam dźwięk esemesa.
Harry wyjął telefon, uśmiechnął się do wyświetlacza i zaczął odpisywać. Nie chciałam być wścibska, ale czułam nieodpartą potrzebę zapytania go do kogo pisze. Siedziałam w tej niezręcznej ciszy zastanawiając się jak mam się zachowywać. Do Stylesa przychodziły kolejne i kolejne esemesy, a ja nadal siedziałam na tym cholernym łózko i liczyłam palce. No bo co innego miałam robić? Poczułam klujące uczucie w gardle. Czy ja byłam zazdrosna o Harrego? O tego głupka?? O tego głupka, który zachowywał się jak skończony idiota przed okresem? Tylko nie to...
- Idę się wykapać. Masz jakiś ręcznik i szczoteczkę do zębów?- spytałam mając nadzieje, ze mi odpowie.
- Są w komodzie w łazience.- powrócił do pisania.
Chwyciłam jakąś zbyt dużą, czarna bluzkę z napisami, którą dzisiaj kupiłam i zielone rurki. Uwielbiałam duże bluzki, co z tego, ze wyglądałam w nich jak umpalumpa, były fajne. Wzięłam również bieliznę na zmianę i poszłam do łazienki, przez drzwi w pokoju. Była fajnie urządzona mimo niedużej przestrzeni. Czarne ściany i zielone rozjaśnienia, prysznic, kibelek zlew i komoda nad którą wisiało lustro. Gdzieniegdzie pojawiały się również bambusowe dodatki. Podobało mi się. Szybko wskoczyłam pod prysznic i umyłam włosy. Przydało mi się to.
Chwila spokoju, ciepła i odpoczynku. Mogłabym stać tu przez wieczność. Dzisiaj pierwszy raz od długiego czasu rozmawiałam z Lukiem. Może i ta rozmowa nie była jakaś długa, ale wiedziałam, ze nic mu nie jest.
Wyszłam z kabiny i owinęłam się wcześniej naszykowanym, zielonym ręcznikiem. Uwielbiałam ten kolor. Założyłam bieliznę i zaczęłam osuszać włosy. Wyglądały strasznie, wiec zdjęłam z nadgarstka gumkę i związałam nią włosy w niechlujnego warkocza. Były one jednym wielkim monstrum. Wcisnęłam na siebie rurki i koszulkę po czym umyłam zęby. Po tak zwyczajnych czynnościach poczułam się świeża, czysta i wypoczęta.
Wyszłam z łazienki kompletnie ignorując Harrego, który teraz leżał na łózko wpatrzony w drzwi wejściowe.
- W końcu wyszłaś!- pobudził się. Nie odpowiedziałam. Moje wczorajsze złożone rzeczy wywaliłam do kubła na brudy i teraz tylko podniosłam telefon, który nadal leżał na podłodze i sprawdziłam czy nic mu nie jest. Dzięki Bogu nie. Luke nie dzwonił. W sumie to dobrze.
- W końcu odłożyłeś telefon.- powiedziałam z przekąsem.
- Scarlett, możemy iść?- zignorować moja wypowiedz.
- Taaa, jasne.- schowałam telefon do kieszeni i skierowałam się do drzwi.
Wyszłam przodem schodząc na dol, do salonu w którym stał ten chłopak o imieniu chyba Louis. Skłamałabym mówiąc, ze nie jest przystojny. Przystojny, ale niebezpieczny, tak jak Harry.
- No wiec, możemy jechać?- zapytał Harry stając obok mnie i łapiąc mnie za rękę.

Wyrwałam ja i założyłam ręce na piersi tak by nie mógł jej z powrotem złapać. Zaśmiał się i ruszył za Louisem do garażu. Ja nadal stałam w miejscu. Nie wiem czemu, nie wiem czego oczekiwałam.

- Chodź Scarlett.- Harry stanął i odwrócił się w moim kierunku. Nie miałam zbytniego zaufania do Louisa. Mimo to ruszyłam za loczkiem. Zobaczyłam to samo BMW, którym jechaliśmy na zakupy. Lou własnie otwierał sobie drzwi i siadał za kierownice.
- Nie stresuj się.- polecił mi Styles kiedy drzwiczki się zamknęły.
- Ja nie...
- Scar, to widać.- zaśmiał się.
Otworzył mi bym usiadła na tylnym siedzeniu. Po chwili sam siedział w środku ja siedzeniu pasażera. Fajnie, pozwiedzam to jakże piękne miasteczko zza szyby okna samochodu, który jedzie tak szybko, ze nawet nie zdołam przeczytać slow reklamy na billboardzie. Fajnie.
Po 15 minutach jazdy przeplatana grobowa cisza zaparkowaliśmy przed średniej wielkości budynkiem, który trochę mnie przytłaczał. Nie chodziło o wielkość, a o wygląd. Szare, przepraszam, już nie więcej szare, bo zostały popisane, przez grafficiarzy ściany, były popękane i pozdzierane. Nie lubiłam takich miejsc.
- Wysiadasz?- usłyszałam ochrypły, aczkolwiek seksowny głos Harrego. Skinęłam głową i stanęłam na nogach. Trzasnęłam drzwiczkami i razem z chłopakami ruszyłam w kierunku wejścia. Przy kasie Lou zapłacił za wynajęcie malej sali treningowej.
- Kluczyk panie Tomlinson, cały sprzęt znajduje się w środku.- oznajmił kasjer, podając mu zawieszkę. Musieli go tu dobrze znać, skoro zwracali się do niego po nazwisku bez zapytania o nie.
____________________________________
I'M SO SORRY!
Przepraszam, że tyle nie dodawałam! Straciłam zapał. Komentują tylko 2 osoby. Niby, że wszystkich odwiedzin jest ponad 930, to na blogu jest tylko 10 komentarzy. 
I teraz nadchodzi pytanie, czy ja mam dla kogo pisać? 
Bardzo bym chciała, ale no cóż...
Mam strasznie dużo pomysłów!
A teraz mobilizacja! KAŻDA OSOBA, KTÓRA PRZECZYTA TO ZDANIE I PISZE W KOMENTARZU SŁOWO BANAN! 
Można również dodać opinię o rozdziale, co bardzo by mnie ucieszyło :)
#muchlove
@zazimaz
Kolejny rozdział najwcześniej w weekend, a jeśli mnie zmobilizujecie to wcześniej :)j :)

sobota, 26 października 2013

Chapter six...+ przeczytaj notkę na końcu!

Po kilku godzinach chodzenia po sklepach, Harry kupil tyle rzeczy ze spokojnie starczyloby na minimum miesiac. Bez powtorek. Odnieslismy wszystko do auta.
- Chcesz isc na kawe?- zapytal uprzejmie. Przez ten czas ktory spedzilismy na szukaniu ciuchow dla mnie, zaczelam sie przekonywac do Stylesa. Nie zeby cos, ale nie jest taki zly. Z tego co zdazylam zauwazyc to jest kapletnym przeciwienstwem Jai'a, typowego chlopaka, ktory byl w moim gangu. Nawet sie raz usmiechnal, ale tak szczeze!
Skinelam glowa. Po raz kolejny zlapal mnie za dlon zlaczajac nasze palce. Westchnelam.
- Styles, zaczynam Cie lubic, nie zjeb tego.- oznajmilam. Harry tylko sie zasmial przysowajac sie blizej do mnie. No nic nie poradze. Musze cierpiec...
Weszlismy do jakiejs kawiarni i usiedlismy przy nieduzym, okraglym stoliku. Kiedy przyszla kelnerka, zlozylismy zamowienia i Harry zaplacil.
- No wiec, mowilas, ze zaczelas mnie lubic.. Rozwin swoja odpowiedz.- usmiechnal sie Harry. Wyciagnal telefon i wystukal cos na klawiaturze.
- No, nie zachowujesz sie jak typowy czubek z gangu do jakich przywyklam.- z zaciekawieniem podniosl glowe. Ups.
Chyba powiedziałam o kilka slow za dużo..
- Przywyklas?- uniosl brwi do gory w zapytaniu. No to sobie przejebalam. - Kurwa, Scar. Odpowiedz!- krzyknal, az podskoczylam.
Nadal milczalam. Wiedzialam, ze jesli sie odezwe bedzie jeszcze gorzej.
I tu wlasnie w tym momencie nasz mily Styles zmienil sie w chuja. Wstal ze swojego miejsca, pociagnal mnie za reke i wytargal ze sklepu. Czulam wzrok wszystkich na mnie. Kuzwa, pomoc mi nie moga? Chociaz, kiedy ktorys chlopak z mojego bylego gangu traktowal swoja potencjalna ofiare w taki sposob jak Hazz mnie, to jesli byl znany, nikt nie wchodzil mu w droge. Wlasnie dlatego do tej pory nie przywyklam do takiego traktowania mojej osoby. Jesli Jai i reszta, traktowali kogos z szacunkiem, to oznaczalo, ze inni rowniez maja to robic. A ja bylam osoba, ktora przygoscila sobie chyba najwiecej tego szacunku. Bylam jedna z nich...
Wracajac do sytuacji z Harrym, po raz milionowy probowalam wyrwac reke z jego uscisku, ktory co chwile sie zaciasnial. Kurwa, ta reka mi odpadnie! I bedzie mi musial oddac swoja! Swoja droga, wygladaloby to komicznie. Otworzyl tylne drzwi do auta i wepchnal mnie do niego. Co za kurwa maniery! Usiadl za kierownica i ruszyl. Mial w dupie czy zaraz spowoduje kolizje czy moze kogos potraci, zapierdalal jak szalony. W mgnieniu oka znalezlizmy sie w jakims lesie. No pewnie.. Zabral mnie w jakies odludzie, by spokojnie i bez swiatkow mnie zabic. Albo zgwalcic.
Tak to jest w sumie bardziej prawdopodobne zwracając uwagę na to jakim niewyżytym seksualnie dzieciakiem jest. Znowu złapał mnie za przedramię i wyciągnął z samochodu. Co on nie umie niczego innego? Stanęłam przed nim krzyżując ręce na piersi gdy on wyciągnął zza paska pistolet kierując go w moją stronę.
- Odsłoń ramię albo strzelę.- rozkazał surowym głosem. Jego oczy były teraz ciemne jak noc.
- Które?- spytałam. Po co mu to w ogóle?
- Oba.- nie opuszczał broni nadal trzymając ją na wyskosci mojej głowy.
- Jakie zadania, lepszych nie było?- zażartowałam.
Chciałam go podirytować i tak by nie strzelił. Zdjęłam bluzę i odsłoniłam najpierw lewe, a potem prawe ramię.
- Wystarczy?
- Kto Cię nasłał Scarlett?- zapytał już spokojniej, aczkolwiek jego broń nadal celowała we mnie. Bez wahania powrotem nałożyłam bluzę.
- Nikt mnie nie przysłał/- odpowiedziałam opierając dłonie na biodrach.
- W takim razie, skąd tyle wiesz, o sprawach, o których nie powinnaś?- chyba nie da mi z tym spokoju,
- Jak już Ci wcześniej, na zakupach mówiłam, mieszkałam w Ameryce zanim musiałam przenieśc się tutaj.- chłopak zabezpieczył pistolet i schował go powrotem za pasek spodni.- Mieszkałam z bratem, to on mnie wychował.
- Teraz już wiadomo dlaczego taka pyskata.- wywróciłam oczami na jego zbędną uwagę po czym kontynuowałam.
- Jak już mówiłam, kiedy to mi tak nieładnie przerwałeś, wychował mnie brat. Brat, z którym od jakiegoś czasu nie mam kontaktu. Brat dzięki któremu nauczyłam się jak życ. I teraz pewnie zapytasz gdzie życ. Otóż w gangu. Przez ponad 6 lat spędzałam czas głównie w towarzystwie chłopaków. Uczyli mnie wszystkiego, jak strzelac, bic się, nie dac się złapac, a w razie problemów, uciekac.- jego oczy były szeroko otwarte. Uhu, zaskoczyłam go! I dobrze.- Potrafię zrobi prawie wszystko co potrafisz.
- Scarlett, coraz bardziej zaczynam Cię lubic.- zasmiał się.
Odwróciłam się na pięcie zmierzając do samochodu. Dla mnie ta rozmowa była już skończona, lecz dla niego nie. Poczułam gwałtowne szarpnięcie tak mocne, że musiałam się odwrócic, w tym samym momencie Harry przycisnął swoje usta do moich. Za wszelką cenę chciałam się oderwac, lecz niestety trzymał mnie zbyt mocno. Szczerze mówiąc, już dawno nikt mnie tak nie całował. Zawsze to było obrzydliwe, w końcu komu podobałoby się przymusowe całowanie obleśnych facetów, których za chwile zabijali Twoi kumple i brat? No właśnie, nikomu. Wracając do jego ust, były idealne, miękkie i delikatne. Pozostawiał lekkie pocałunki na moich wargach. Nie chciałam tego, mimo to odwzajemniłam gest. Rozluźniłam dłonie i oparłam prawą na jego policzku, a lewą na ramieniu. Jak dla mnie ta chwila mogłaby się ciągną w nieskończonośc, ale niestety kiedyś w końcu musiałam to przerwać. Odsunęłam się od Bruneta o krok, spuszczając głowę.
- Od razu zrobiłaś się mniej wyszczekana.- zaśmiał się. Podniosłam wzrok na jego twarz, w którą miałam wielką ochotę przywalic teraz z liścia.
- Pierdol się.- odpowiedziałam sykliwie kierując się do auta.

- Wróciła moja Scar.- ruszył za mną. Założę się, że na tej jego boskiej buźce widniał uśmieszek. Czemu akurat las? Nie mogła być to jakaś ładna łąka z hasającymi po niej krowami? Przepraszam, krowy nie hasają. A no tak, jeśli by mnie zabił, w co szczerze wątpię, to łatwiej by mu było to zrobic tutaj. Stanęłam przed drzwiczkami czekając aż szanowny Styles je otworzy. Pomogł mi wejść do środka i obszedł auto by wsiąść i odpalic silnik. Po kilkuset metrach wjechaliśmy na w miarę równą, główną drogę.

________________________________________ 
WAŻNE! CZY WIDZICIE CAŁY SZABLON? JEST DOSTOSOWANY NA LAPTOPY! PO PRAWEJ STRONIE POWINNO BY NAPISANE: "He's so rude, you can't not to fall in love with him" PISZCIE W KOMENTARZACH!
Taki długi rozdział specjalnie dla Was!
Przepraszam, że tyle nic nie dodawałam ;(
Kompletnie straciłam motywację.
Dziękuję za każde odwiedziny, których jest ponad 700! WOOW!
Kocham Was Mofosy :*
Jeśli chodzi o dodawanie rozdziałów, będę dodawała raz w tygodniu, ewentualnie dwa i będą to zapewne weekendy.
Jeszcze raz dziękuję!
mój twitter dla nowo-przybyłych: @zazimaz
mój ask, jak chcecie to pytajcie: ask.fm/pomyloona
Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach, ponieważ jest to dla mnie bardzo, ale to bardo ważne!
W razie jakichkolwiek błędów w tekście, piszcie!
A i przepraszam za braki polskich znaków :)
PS. Mam se różowe włosy ;D
#zazu

sobota, 5 października 2013

Chapter five...

- Ty nie palisz?- zapytałam loczka. Harry przecząco pokręcił głową. Wzruszyłam ramionami po raz kolejny wciągając dym. Trudno, więcej dla mnie.
_________________________________________________________
- Harry, wiesz, że musisz mnie zawieść do domu?- zapytałam kiedy niedopałek fajki wylądował w zlewie.
- Nie, nie muszę. Na jakiś czas zostajesz tutaj.- oznajmił twardo. Bardzo ładnie proszę, nich przestanie mnie irytować i chociaż raz mnie posłucha...
- Ale ja nie mam nic do przebrania, chociażby przydałaby mi się dodatkowa para bielizny.- westchnęłam zirytowana. Harry chyba o tym nie pomyślał. Jego lewa dłoń przeczesała włosy i z powrotem ukryła się w kieszeni ciasnych spodni.- Harrym ja i tak nie mam po co innego tam wracać, z resztą gdybyśmy się nie spotkali i tak prędzej czy później bym spierdoliła.- wyjęłam kolejnego papierosa. Zaczynałam się wkurzać. Odpaliłam, wypuściłam dym i przygryzłam wnętrze policzka.
- Nie.- nadal upierał się przy swoim.- Już wolę Cię zabrać na zakupy.- stwierdził.
- O nie!- podniosłam głos.- Nie będziesz za mnie nic kupował, mowy niema!- polowa fajki była już spalona.
- Zamknij się.- podszedł do mnie i wyrwał mi niedopałka z palcy.- Kurwa, przestać podważać moje zdanie, bo uwierz, gdyby mnie tamtej nocy nie było, Jack bez wahania zabiłby Cię na miejscu!- złapał mnie za nadgarstek przyciągając do siebie. Syknęłam z bólu co chyba tylko go usatysfakcjonowało, bo ścisnął jeszcze mocniej.- Beze mnie Ty tu umrzesz. Kurwa, Lou tylko czeka na jakiś pretekst.- zniżył swój ton.- Może i jesteś nauczona, że masz sobie radzić sama, ale musisz się przyzwyczaić, że ja chcę Ci pomóc.
- Ughh, puść, Harry! Boli mnie już ręka.- zaczęłam nią tak kręcić by ją wyciągnąć.
Uścisk momentalnie się rozwarł, a ja poczęłam rozmasowywać nadgarstek.
- Idziemy.- ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
Ani razu nie musiał się odwracać, doskonale wiedział, że szłam za nim. Gdy przechodziliśmy przez salon, dostrzegłam siedzącego przed laptopem całkiem przystojnego Mulata.
- Zayn, wychodzimy!- krzyknął lokaty.
- Louis się wkurwi, Hazz..- odpowiedział chłopak bez odrywania oczu od monitora. To ten Zayn, co dał mi fajki, chyba.
- Chuj mnie to obchodzi. Scar potrzebuje rzeczy na przebranie.
- Dzięki za papierosy!-  zatrzymałam się i krzyknęłam do Zayna.
- Spoko, w końcu ktoś palący.- zaśmiał się. Nie wydaje się być taki zły, w sumie.- Styles, lepiej żebyście wrócili szybko.
Harry trzymał już otwarte drzwi. Pozwolił mi pierwszej wyjść po czym złapał za mój nadgarstek i poprowadził w stronę garażu. Co za maniery! Styles, gratuluję. Otworzył drzwi wprowadzając kod i przede mną ukazało się czarne, sportowe BMW. Nie mam pojęcia jaki model, bo się na autach nie znam, ale wyglądał na drogi, nawet bardzo...
- M-My tym jedziemy?- zapytałam nie mogąc wydukać z siebie słowa.
- Tak, jakiś problem?- zapytał patrząc na mnie z zadziornym uśmieszkiem.
Pokręciłam przecząco głową podchodząc do drzwi pasażera. Harry stanął obok i otworzył mi drzwi. Złapał za moją dłoń, w sumie to nie rozumiem czemu nie za nadgarstek, skoro tak bardzo mu się ostatnimi czasy spodobał, i pomógł mi wejść do środka. To auto miało serio niskie zawieszenie. Porażka. Zapięłam pasy czekają aż odpali. Zrobił to w mgnieniu oka, a ja nie zastanawiając się zbytnio, chwyciłam się obydwoma dłońmi siedzenia obitego jasną skórą.
- Czyżby moja Scar się bała?- zaśmiał się Harry nieco zwalniając.
- Żadna Twoja.-prychnęłam.- I nie boję się!- oznajmiłam pewna siebie.- Chyba...- ostatnie słowo dopowiedziałam szeptem. Nienawidziłam szybkiej jazdy, przyprawiała mnie o mdłości. Harry się zaśmiał.
- Czy mogłabyś wyciągnąć portfel ze schowka?- zapytał. Nacisnęłam na nieduży przycisk i otworzyłam szufladkę. Wyjęłam ciemnobrązowy portfel i podałam go Hazzie.- Przelicz pieniądze.- uhh, co on myśli, że będę mu w portfelu grzebać?- No szybko.- czyli tak.
Otworzyłam go i wyjęłam plik kilkunastu £100. Moje źrenice się powiększyły na widok takiel ilości pieniędzy. Owszem, dzięki Luke'owi oraz mojemu niedużemu wkładowi, było nas stać na wszystko czego zapragnęliśmy, ale to on zawsze płacił.
Zaczęłam przekładać papierki między palcami, licząc je.
- £2.400.- oznajmiłam pakując je z powrotem do portfela.
- Starczy Ci?- zapytał obojętnie skręcając w lewo. Kurwa, że to wszystko mam na ciuchy wydać?! No chyba go pojebało.
- Styles, przesadzasz.- zatrzasnęłam schowek. Oparłam się o fotel i westchnęłam. Brunet tylko się zaśmiał nadal uważnie patrząc na drogę.
Mimo to, że jechał ponad 60 mil na godzinę, nie odczuwałam tego. Zaczęłam poznawać centrum Holmes Chapel. Czyli nie byliśmy nigdzie poza miastem, dobre chociaż to.
Zaparkowaliśmy na sporym parkingu gdzie Hazz kupił bilet i przykleił go do wewnętrznej części szyby.
-Idziemy Scar.- chłopak splótł nasze palce delikatnie gładząc kciukiem wewnętrzną część mojej dłoni.
Próbowałam ją jakoś wyrwać z uścisku, jednak na próżno. Poddając się, pozwoliłam mu kontynuować drażnienie mnie. Weszliśmy przez spore, kręcone drzwi do pasażu. W co ja się wpakowałam? Byłam tu już kiedyś, ale koszt tych wszystkich ubrań był gigantyczny...
Nawet nie zauważyłam kiedy to całe mizianie po dłoni zrobiło się przyjemne. Błagam, nie. Ja nie chcę żeby to było przyjemne! Ja miałam go nie lubić, halo! Scarlett, Tobie nie może się to podobać!
_______________________________________
No i jak? Przepraszam, że tyle czekaliście! Wena sobie poszła :/ 
Taki sobie ten rozdział, ale zawsze lepsze to niż nic, prawda? :)
Dziękuję za miłe komentarze! To wiele dla mnie znaczy ;D
Teraz mam cały czas zawalony 8 godzinami Scienca (biola, chemia i fiza) w tygodniu, więc jedyne co robię to się obijam na lekcjach i wymyślam rzeczy na kolejne rozdziały ;D To będzie Wasza wina jak nie dostanę się na dobry uniwerek xD
Mniejsza już o mnie, kolejny rozdział pojawi się w ciągu tygodnia, więc miejcie się na baczności! 
Słyszałyście Diana? Ja cały czas słucham i ryczę <3
Paaa, Wasza Zazu!
#muchlove
Komentarze = Uśmiech na mojej twarzy
Uśmiech na mojej twarzy = Szybsze pojawienie się rozdziału! 
EDIT:
TAK BTW, SZKODA, ŻE JEST WAS PONAD 50 ODWIEDZAJĄCYCH DZIENNIE, ALE TYLKO WTEDY GDY DODAJĘ ROZDZIAŁ ;( 



niedziela, 29 września 2013

Chapter four...

Scarlett 0, Harry 1. Chyba nigdy nie wygram.
______________________________________________________________________________

Siedziałam przy blacie przez kolejne kilka minut. Harry nie odezwał się słowem.
- Gang, który ma wtyki u psów?- zapytałam kręcąc się na stołku. Jedna z jego kilku zalet. Może to wyda się dziwne, ale uwielbiałam się kręcić, na wszelakich krzesełkach! Tak, jestem dziwna.
-Skąd wiesz, że to gang?- Harry odwrócił się do mnie przodem. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o bufet. Wyglądał tak seksownie...  Czarny podkoszulek idealnie ukazywał jak i podkreślał jego mięśnie.
- Panie Styles, nie jestem głupia. To raczej oczywiste.- zaśmiałam się. Zeszłam z krzesełka i podeszłam do półmiska, na którym spoczywały owoce.Złapałam jabłko i ugryzłam kawałek.- Zachowujecie się jak gang.
- A Ty Scar, skąd możesz wiedzieć jak zachowuje się gang?- na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
Powiedzieć mu? Czy może nie.. Jak powiem to złamię obietnicę. Miałam nikomu nie mówić, ale w końcu czy ktoś się w ogóle dowie, o tym, że mu powiedziałam?
Biłam się z myślami. Przygryzłam wnętrze policzka. Nie powiem mu.
Harry zaczął do mnie podchodzić. Stanął przede mną, a jego wzrok świdrował moje ciało.
- Słucham.- oznajmił chłodno.
- Po prostu wiem.- odpowiedziałam. odwróciłam głowę w bok. Nie chciałam patrzeć mu w oczy. Jeśli zapytacie, dlaczego, nie będę potrafiła odpowiedzieć. Może to dlatego, że gdybym spojrzała, to bym mu powiedziała..
- I tak mi powiesz Scar.- uśmiechnął się. Nasze ciała  były od siebie kilka centymetrów, co dla mnie było zdecydowanie zbyt blisko. Moje ręce spoczęły na jego torsie próbując go odepchnąć, niestety na próżno.
- Odsuń się ode mnie.- rozkazałam. Mój puls był teraz zdecydowanie zbyt wysoki.- Harry, zostaw mnie!- podniosłam głos.
- Jak sobie pani życzy.- zrobił krok w tył. Szybko od niego odeszłam wyrzucając ogryzek po jabłku do śmietnika.- Lubię Cię.- zaśmiał się wracając do robienia chyba kanapki. W sumie to nie wiem po co wyjął jajka, ale schował je z powrotem do lodówki, a zamiast nich wyjął ser.
- A ja Ciebie nie.- fuknęłam. Niech sobie nie myśli, że go polubię. Jest cyniczny, chamski i dziwny. Mimo to pociągający.
- Właśnie to mi się podoba.- wróciłam do kręcenia się na stołku.
Uniosłam wysoko brwi w geście zdziwienia. No sory, ale nie rozumiem, jak ktoś może mnie lubić mimo iż ja go nie lubię.
- Pff.. - postawił przede mną kanapkę z serem.- Skąd mam mieć pewność, że nic tam nie dodałeś?- odsunęłam, od siebie talerz. Spojrzał na mnie jak na idiotkę.- Nie dziw się, zostałam porwana. Mogę mieć podejrzenia!- skrzyżowałam ręce na piersi.
- Kurwa Scarlett! Zrobiłem Ci kanapkę, masz ją zjeść!- ups.. chyba się wkurzył.
- No okej okej!- podniosłam ręce do góry w geście rezygnacji. chwyciłam kanapkę z talerza i ugryzłam kawałek. Wzrok Harrego skierowany był na mnie przez cały czas.- Nie gap się na mnie tak! Nie mogę się skupić!- powiedziałam kiedy już wszystko co miałam w ustach połknęłam. Harry przygryzł dolną wargę powstrzymując się od śmiechu. Przepraszam bardzo, ale to dosyć niezręczne cokolwiek jeść, kiedy się na Ciebie gapią..
Szybko skończyłam jeść kanapkę ze względu na siedzącego obok Harrego. Jeśli o niego chodzi, to patrzył coś na telefonie. Wstałam z miejsca i włożyłam talerz do zmywarki.
- Harry, masz może fajkę na zbyciu?- zapytałam siadając z powrotem na krześle.
Chłopak popatrzył się na mnie zdziwiony po czym uśmiechnął się.
- Ja nie, ale Zayn raczej tak. Przyniosę Ci.- odwrócił się na pięcie i odszedł. Kiedy wyszedł, do kuchni wszedł farbowany blondyn.
- Nowa zabawka Harrego?- zapytał otwierając lodówkę, z której wyjął dwa piwa jedno podając mnie.
- Żadna zabawka.- otworzyłam puszkę i upiłam łyk. Jak ja dawno nie piłam piwa..
- Czyli zostajesz tu na dłużej?- usiadł na przeciwko mnie.- Tak w ogóle to Niall Horan jestem.- uśmiechnął się przyjaźnie podając mi rękę. Jego akcent był inny, nie wiem skąd mógł być, ale podobał mi się.
Odwzajemniłam gest i uścisnęłam ciepłą dłoń.
- Scarlett Nuttal.- upiłam kolejny łyk. W sumie to nie powinnam, co do piwa, mam strasznie słabą głowę.- Mam właśnie nadzieję, że jak najszybciej się stąd wyniosę.
- W sumie powiem Ci, że jeśli Harry sobie Ciebie upatrzył,- co ja kurwa jakiś piesek z wystawy?- to masz lepiej niż taka Hazel.- oznajmił kołysząc puszką. Spojrzałam na niego zaciekawiona. Blondyn wziął dużego łyka po czym zaczął mówić dalej.- Jack obrał ją sobie jako cel, za wszystko ją bije. Jeśli w jakiejkolwiek sytuacji go nie posłucha, kończy tak jak to widziałaś wczoraj.- westchnął.
Biedna dziewczyna. Ile ja bym dała, żeby jej pomóc...
Nagle w kuchni zjawił się Harry. Podejrzliwie spojrzał na mnie i Nialla, a jego oczy pociemniały.
-Spokojnie Stary.- odezwał się Horan wstając z krzesła. Podszedł do Harrego i szepnął mu coś do ucha.- Do zobaczenia Mała.- skierował się do mnie. Pomachałam mu i spojrzałam na Hazzę.
- Odłóż to Scar.- wskazał na puszkę ulokowaną w mojej dłoni.
Wzięłam ostatniego łyka trunku, mimo iż została mi ponad połowa.
- Scarlett, jeśli pijesz, to tylko ze mną!- podniósł głos podchodząc do mnie.
Zezłościł się na mnie. Wywróciłam oczami i utkwiłam wzrok w jego ciemno zielonych źrenicach.
- Już nie piję.- westchnęłam.- Mogłabym tę fajkę?- głód nikotynowy zaczynał mnie już męczyć. Brunet podał mi paczkę. Zapalniczka znajdowała się w środku.
Wyjęłam szluga, wetknęłam między wargi i odpaliłam. Drapiący dym dostał mi się do gardła. Wypuściłam go czując jak stres odchodzi razem z nim.
- Ty nie palisz?- zapytałam loczka. Harry przecząco pokręcił głową. Wzruszyłam ramionami po raz kolejny wciągając dym. Trudno, więcej dla mnie.
______________________________________________________________
Zastanawiałam się czy dodać go wieczorem, ale jeszcze trochę przerobić i napisać dłuższy, czy tylko go jeszcze obrobić. Wybrałam to drugie. Ze względu na to, że tak często odwiedzacie bloga! 60 odwiedzin było chyba 3 dni temu! WOOW <3
Kolejny rozdział jak pojawią się 2 komentarze, to pojawi się we wtorek. :)
Zazu
CZYTASZ= KOMENTUJESZ!
Komentowanie zachęca do dalszego pisania!
Nawet jeśli komentarze są subiektywne, pomagają mi się poprawić!

UWAGA!

Hej!
Więcej tu takich notek, niż informacji ;p
Nowy rozdział pojawi się dzisiaj około 23, albo jutro z rana, ale raczej dzisiaj!
Nie miałam weny, ale coś tam wystukałam :)
Tak, więc, dziękuję za 2 bardzo miłe komentarze!
Zazu

czwartek, 26 września 2013

Komentarze...

Tak patrzę, jest dużo odwiedzin, ale niestety komentarzy brak.
Komentarze motywują kochani, dlatego jeśli na tym blogu pojawi się chociaż jeden komentarz, dodam rozdział numer 4!
Tak, wiem... ciężko jest zjechać w dół posta, kliknąć w pole tekstowe i napisać kilka miłych lub nie słów.
Mimo wszystko dzięki.
#peace
Zazu

wtorek, 24 września 2013

Chapter three..

Że też ja się nie skapnęłam! Oni, Harry, Jack i reszta. Przypuszczam, że to ich mały gang. Nie jestem tego pewna, ale chyba tak. A jeśli to prawda, to wpierdoliłam się w niezłe bagno…
                                                                                                                                       
Nie jest fajnie być przetrzymywaną przez gang. Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Chociaż mam nad nimi tę przewagę, iż znam ich tok myślenia. Wiem jak działają gangi i teraz już rozumiem, czego będą ode mnie wymagali. Będę musiała się starać, a może zostanę jedną z nich, a wtedy już pójdzie gładko.
Dobra, koniec moich chorych przemyśleń. Jestem głodna. Tę jedyną rzecz mam teraz na myśli. Zrezygnowana zamknęłam oczy i próbowałam usnąć.
Po jakimś czasie obudziłam się. No to trzeba to wszystko jakoś przecierpieć. Usiadłam po turecku i oparłam się o tylną ściankę łóżka. Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam aż Harry łaskawie pojawi się w progu. Bo chyba powinien…
W końcu się doczekałam. Usłyszałam przekręcanie kluczyka, mimo to ani drgnęłam. Niech sobie myśli, że odkąd wyszedł tak siedzę.
- I jak tam?- zapytał zamykając za sobą drzwi.
- Nadal Cię nie lubię.- odpowiedziałam sucho. Słowa wydobyły się z moich ust jakby tylko czekały, aby wypowiedzieć te 3 słowa.
- Pozwolisz, że zignoruję te wypowiedź i zapytam czy jesteś głodna.- uśmiechnął się sztucznie opierając się o drzwi.
Spojrzałam na niego próbując nie wybuchnąć.
- Siedzę tu kurwa kilka godzin odkąd się obudziłam. Nie miałam od wczoraj nic w ustach, a Ty się mnie pytasz czy nie jestem głodna?!- wstałam na równe nogi podchodząc do niego.- Otóż jestem i to bardzo, ale nie sądzę by Cię to…- krzyczałam stojąc kilka centymetrów przed nim. Nie dane było mi dokończyć, ponieważ przytknął swoją dłoń do moich ust.
- Obchodzi.- oznajmił kiedy już zabrał rękę, a ja przestałam się wyrywać. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu. Przygryzłam dolną wargę patrząc na niego ze zniecierpliwieniem.- Chodź Scar, idziemy coś zjeść.
- Harry…- zaczęłam. Nie chciałam zejść na dół do tych ludzi. Sory bardzo, ale mnie przerażali. Nie mówiłam wcześniej, ale praktycznie każdy z nich był dobrze zbudowany i wyglądał jakby mógłby mnie złamać w pół jednym ruchem ręki. Z ust Harrego wydobyło się ciche i zniecierpliwione, „Co jest?” No co za facet? Tak szybko się irytuje? Oby nie, bo ze mną będzie miał przerąbane… - Nie nic.- rozmyśliłam się.
Dam radę. Będzie okej. Wyszedł z pokoju, wiedząc, że i tak będę szła za nim, więc nawet nie musi się oglądać. Zeszliśmy na dół gdzie w salonie siedziały dziewczyny, a 3 chłopaków gadała zacięcie przy drzwiach wejściowych, a przynajmniej tak mi się zdawało, że to były drzwi wejściowe. No bo wiecie, świadomie z nich nie korzystałam.
Przeszliśmy w kierunku kuchni, lecz kiedy przechodziłam przez salon, starając się iśc jak najciszej nadepnęłam na kawałek podłogi, który zaskrzypiał. Zamknęłam oczy czując, że po raz kolejny, wzrok wszystkich skierował się na mnie. Było mi niezręcznie. Spojrzałam na Hazel, która wyglądała jakby chciała mnie spiorunować wzrokiem.
- Co ja kurwa jakiś obrazek, że tak się patrzycie?- podniosłam głos prostując się. Nie ma tak łatwo ze mną. - Opanujcie się ludzie.- to już powiedziałam ciszej. Nie lubiłam jak się mnie tak traktowało. Zapewne jak znikniemy tym dziewczyną z pola widzenia, to ja będę tematem. No, ale przecież, nie będę zgrywała niewiniątka i pokażę prawdziwy charakterek, a co!
Weszliśmy do ładnie zrobionej kuchni, po czym usiadłam na wyglądającym wygodnie, krześle barowym. Serio miękkie, chyba ze względu na tę jasną skórę, którą jest obite. Co ja w ogóle się krzesełkami przejmuję? Oparłam łokcie o wysepkę, która służyła jako blat i czekałam aż Harry się odezwie.
- Masz temperament kotku.- zaśmiał się wyjmując 2 jajka z lodówki.
- To źle?- zapytałam zadziornie przygryzając wargę. Chciałam go trochę powkurzac.
- To właśnie bardzo dobrze,- skwitował- Nie lubię dziewczyn, które mi się podlizują i zachowują się jakby były święte.
No to zapunktowałam. W sumie, to nie wiem dlaczego się cieszę. To tylko Harry. Prędzej i później i tak puści mnie do domu.
- Wiesz, że jeśli nie zjawię się w domu w ciągu 24 godzin, zacznie mnie szukać policja?- zapytałam go zmieniając temat. Chciałam go trochę podpuścić.
- Nawet, jeśli to nie będzie to miało miejsca u nas. Liam jest oficerem policji, więc nie mamy żadnych problemów.
W takim razie, serio mam przesrane. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z gangiem, który miałby tak duże wtyki w policji. To nienormalne!

Scarlett 0, Harry 1. Chyba nigdy nie wygram.
                                                                                                                                        
I jak? Podoba Wam się? Mi nie bardzo! :/
Przepraszam, że taki krótki! 
Czekam na 1-szy komentarz :)
Kolejny rozdział pojawi się jutro około tej godziny co dzisiaj albo w czwartek od rana, to zależy ;D
#muchlove + dziękuję za ponad 100 odwiedzin miśki!
#jednokierunkowych
@zazimaz to jest fe mój twitter, więc jak cuś, to klikać follow! zawsze follow back :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

Dzień doberek! Informacja!

No więc, witam państwa! Chciałam się przywitać i poinformować, że nowy rozdział pojawi się około 23 polskiego czasu! Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z 2 rozdziału :)
Teraz taka jedna zasada, bo zobaczyłam, że jest już 69 odwiedzin! WOW Hazza czuwa xD
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Bardzo by mi zależało, ponieważ jak wiedzą osoby prowadzące własne blogi, to motywuje! :)
#muchlove
Zazu

poniedziałek, 23 września 2013

Powiadomienie!

To Rudee w nazwie nie ma nic wspólnego z rusymi włosami!
To tak dla jasności lol!
Chodzi o to, że Rude to na angielski Chamski, Nieprzyzwoity, Niegrzeczny ;D
Teraz dopiero się skapnęłam że piszę rudego fanfica ;)
Zazu

Chapter two...

- Zwijamy się stąd...- usłyszałam głos Harrego i poczułam jak mnie obejmuje i przyciska do siebie.- Rób, co Ci mówię, a nic Ci się nie stanie.- usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos przy moim uchu, co wcale nie sprawiło, że się rozluźniłam.. 
__________________________________________________________________________

Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jakimś miło urządzonym pokoju, który niestety nie był moim. Więc gdzie ja jestem? Usiadłam na łóżku ubrana we wczorajsze ubrania. Dotknęłam mojego policzka, a gdy ból powrócił, powróciły również wspomnienia. 
O nie... Nie chcę tu być, wszędzie tylko nie tutaj... Wstałam niepewnie z łózka podchodząc do lustra wiszącego nad niedużą komodą. Wyglądałam strasznie. Potargane włosy, lekko fioletowy policzek i wory pod oczami zapewne od płaczu. Milion razy bardziej wolałabym spędzać czas z Johnnym niż powtórzyć wczorajsze doświadczenie. 
Jak najciszej otworzyłam drzwi wyglądając na zewnątrz. Zobaczyłam spory korytarz, schody na dół i kilka kolejnych drzwi. Czyli jestem na górze. Ktoś musiał miec poważne problemy z wniesieniem mnie tutaj... 
Do moich uszu dobiegły krzyki.
- Jeśli chciałeś ją ukarać, powinieneś był wybrać jakieś bardziej odpowiednie miejsce!- usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.- A Ty Hazz, nie wiem co z nią zrobisz, ale ma mi nie sprawić ani jednego kłopotu, bo jeśli tak się stanie, osobiście ją zabiję.- czy to o mnie mowa? Miałam nadzieję, że nie... 
Niepewnie zaczęłam kierować się po schodach na dół. Zobaczyłam przestrzenny salon i 5 siedzących mężczyzn i 2 kobiety, wśród których był Jack i Harry. Nie powiem, dziewczyny były śliczne, a chyba jedna z nich była tą, którą widziałam wczoraj. Miała kilka szwów na ustach i siniaka pod okiem, którego chyba próbowała zatuszować sporą warstwą makijażu. Oczy wszystkich zebranych zwróciły się na mnie. Co ja miałam teraz zrobić? Stałam w miejscu wbijając sobie paznokcie w dłonie. 
Harry zerwał się z fotela na którym siedział i podszedł do mnie. Reszta chyba postanowiła powróci do swoich obowiązków bo zaczęli się rozchodzić.
- O co tu chodzi?- zapytałam nerwowo zagryzając wnętrze policzka. Harry pogłaskał mnie po sinym policzku powodując, że syknęłam z bólu.
- Chodź na górę.- rozkazał. Bez słowa podążyłam za nim. Weszliśmy do pokoju w którym wcześniej się obudziłam i który chyba należał do niego. Zamknął drzwi i skinął bym usiadła na łóżku.
- Kim Ty jesteś?- przełknęłam ślinę patrząc się na niego ze strachem. Wczoraj mógł mnie zabić, ale dał mi wybór, dlaczego?
- Najpierw Ty mi powiedz jak masz na imię.- odpowiedział spokojnie. Otworzyłam usta, lecz nie mogłam nic powiedzieć.- Odezwij się mała.
- Scarlett.- wyszeptałam. Harry westchnął i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Czy wiesz w jaką chujnie się wczoraj wieczorem wpakowałaś?!- krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam.- Musiałaś do nich podchodzić do kurwy nędzy?!- złapał mnie za ramiona. Nie mogę się bac, nie mogę mu tego pokazywać.
- Jak każdy normalny człowiek chciałam jej pomóc!- ja również krzyknęłam wyszarpując się z jego uścisku.
- Scarlett, przejebałaś sobie. Mimo to masz wybór... Albo kulka w głowę, albo mieszkasz tu, robisz to co Ci powiem i w żaden sposób nie próbujesz uciec.
Uciec? Gdzie, do Ameryki kurwa? Bo na pewno do "rodziców" nie wrócę. Chociaż mieszkac z Harrym też mi się nie uśmiecha mimo wszystko chyba wolę to od śmierci... Że też takie dylematy przechodzą przez głowę 17-sto latce uprowadzonej przez chłopaka.
- Niema 3 wyjścia?- zapytałam rozmyślając o tym czy śmierć boli. Wahałam się nad tym krótką chwilę. On tylko się zaśmiał i usiadł na fotelu.
- Jesteś seksowna, wiesz?- przygryzł dolną wargę.
Zrobiłam wielkie oczy przyglądając mu się zaskoczona. Jaki on miał tupet! Pokręciłam z dezaprobatą głową i usiadłam na łóżku tak by siedzieć do niego tyłem. Nie miałam ochoty patrzeć na niego. Na faceta, który mnie porwał, groził mi śmiercią i teraz sądzi, że jestem seksowna! Pff, niech się wypcha!
- Od teraz jesteś moja.- oznajmił. A co ja, jakaś zabawka?! Niech się liczy ze słowami.- Co oznacza, że jeśli jakikolwiek inny mężczyzna Cię dotknie, pożałuje tego, a jeśli to Ty raczysz zrobić coś na przekór moim zasadom, zostaniesz potraktowana jak Hazel wczoraj w nocy.- uśmiechnął się lekko.
Więc, ta blondynka ma na imię Hazel… Biedaczka, na pewno jest cała obolała.
- Harry, nie.- powiedziałam krótko. Usłyszałam jak wstaje z fotela i podchodzi do mnie.
- A właśnie, że tak. To ode mnie wszystko zależy kotku.- ukucnął przede mną. Teraz mogłam dostrzec głębie jego zielonych oczu. Nie powiem, był cholernie przystojny, ale to nie znaczy, że może mną rządzić! Wywróciłam oczami z zirytowania i odwróciłam głowę.- Czy mogę Cię pocałować?- zapytał. Zaskoczył mnie… Przecież to on miał wytyczać zasady.
- Przecież to Ty stwierdziłeś, że chcesz decydować. – oznajmiłam nadal na niego nie patrząc. Złapał mój podbródek i odwrócił go tak by moje oczy były na jednej linii z jego.
- Ale wyobraź sobie, że szanuję niektóre kobiety. -powiedział swoim ochrypłym i jakże seksownym głosem, który przyprawiał o ciarki. Co w ogóle miało oznaczać to „niektóre”?
- Ale powiedziałeś, że jeśli bym Cię nie słuchała, to byś mnie potraktował jak Jack Hazel.- ciągnęłam. Byle by odciągną go jakoś od pocałunku.
Mówię serio, znałam go kilka godzin, a już wiedziałam, że jest niebezpieczny i powinnam się go bać.
- Odpłacam się szacunkiem za szacunek.- oznajmił oschle. Po raz kolejny przygryzł wargę.- To jak z tym całusem?
- Nie. Nie lubię Cię.- oznajmiłam mu prosto w twarz, na której pojawiło się zdziwienie. Zacisnął zęby i wstał. Podszedł do drzwi i je otworzył.
- Posiedzisz sobie tu trochę Scar.- oznajmił trzaskając drzwiami.
No co za człowiek! Usłyszałam przekręcanie kluczyka w drzwiach. Nawet nie pomyślał, czy będę siedziała głodna albo czy zechce mi się do toalety. Albo może toaleta jest w tym pokoju?
Mój wzrok padł na białe drzwi z napisem „Toaleta”. Jeżeli to on mieszka w tym pokoju to musi być serio tępy, aby pomylić białe drzwi od toalety z brązowymi drzwiami na korytarz. Niestety nie ma tutaj lodówki, a mój brzuch szybko robi się głodny.
Położyłam się z powrotem na łóżku i przykryłam kołdrą. Co ja tutaj w ogóle robię? Nie chciałam tu być.. A to wszystko przez to, że chciałam pomóc. Ten Jack jest chyba jakiś nienormalny, skoro myśli, że może tak traktowa dziewczynę. No gdzie tu jest logika? Jeśli on postawił jej takie warunki jak Harry mi, to jestem pewna, że nie próbowałaby się sprzeciwiać.
Na samą myśl, że to mogłoby spotka mnie, robi mi się niedobrze. A ona mimo to od niego nie odchodzi.. No tak, w sumie to nie może. Utknęłam tutaj. Już nigdy nie wrócę do Luke’a, już nigdy nie zobaczę jego uśmiechniętej twarzy.
Z moich oczu popłynęły łzy na wspomnienie o Luke’u. Kochałam go najbardziej na świecie, bez niego już by mnie tutaj nie było. Nie raz podcinałam sobie żyły myśląc, że gdy umrę będę szczęśliwsza, ale zawsze mnie z tego wyciągał. Ciocia wychowywała mnie do 10 roku życia. Chociaż nie wiem czy można to było nazwa wychowywaniem. Dawanie mi ciuchów, jedzenia i dachu nad głową. To tyle. Potem Luke mając 16 lat wyprowadził się zabierając mnie ze sobą. I to Was zdziwi.. Wmieszał się tam w gang, a ja z nim. Oczywiście jak trochę podrosłam. Nauczyłam się, że mogę polegać tylko na sobie i na nim w kryzysowych sytuacjach. Dorastałam wśród chłopaków w wieku 16-24 lat. Czaicie to? 13-latka zadająca się z 20 latkiem. Coś nie-halo. Mimo to nie przeszkadzało mi to. Byłam tam ulubienicą, ale nikt nie odważył się mnie nawet dotknąć ze względu na to, że byłam siostrą Luke’a. Miałam tam naprawdę dobrze. Kiedy podrosłam, czyli 1-2 lata temu, zaczęłam by serio przydatna. Chodziłam z nimi na zlecenia, zaciągałam facetów do łóżka, ale tak by do niczego nie doszło, a potem czekałam aż któryś z chłopaków wyjdzie i go zabije. Tak po prostu. Jeśli się zastanawiacie, czy ja też zabijałam, odpowiem nie. Nie odważyłabym się.
Kiedy wyjeżdżałam nie chcieli mi na to pozwolić, ale każdy znał sytuację, a ja przyrzekłam, że nigdy się nie wygadam co robiliśmy. Potrafiłam władać bronią, bo w miarę często chodziłam na strzelnicę.
Cholera!

Że też ja się nie skapnęłam! Oni, Harry, Jack i reszta. Przypuszczam, że to ich mały gang. Nie jestem tego pewna, ale chyba tak. A jeśli to prawda, to wpierdoliłam się w niezłe bagno…
___________________________________________
No to łapcie sobie rozdział numer 2! Możecie się cieszyc xD
I jak Wam sie podoba? Jak sądzicie co będzie dalej?
Czy Scarlett polubi Harrego?
Jeśli chcecie byc informowani, piszcie w komentarzach swoje opinie oraz nazwy na twitterze!
Możecie mnie follownąc ;p @zazimaz
Kolejny rozdział prawdopodobnie jutro, aczkolwiek o późniejszej porze! 
See you!

niedziela, 22 września 2013

Chapter one..

Kolacja u sąsiadów..
Pewnie zastanawiacie się co takiego może się zdążyć u sąsiadów na kolacji. Otóż, jeśli przeprowadziłaś się do nowego miasta, przepraszam, do innego kraju, do rodziców, których nie widziałaś przez wieki i którzy stwierdzili, że może na dobry początek zeswatać mnie z synem owych sąsiadów i przy okazji pochwalić się córką, której się nie wychowywało, to może być niezręcznie.. Szczególnie jeśli ten chłopak jest o 2 lata młodszy od Ciebie... No cóż, jeszcze tylko jakaś godzina i wracam do domu. O ile to coś można nazwac domem. Chodzi mi o to, że wygląda to jak dom, ale nie mój. Mój dom jest w Ameryce, z bratem, z którym zostałam rozdzielona, kiedy rodzice stwierdzili, że chcą mieć córeczkę, która już nie jest mała i jest grzeczna.
Nie powiem, że jestem jakaś od cholery, ale mogę stwierdzi, że nie jest ze mną łatwo. I oni to zobaczą..
- Kochanie, może pójdziesz z Jonnym do pokoju?- zaproponowała Caren. Nie będę jej nazywała mamą, nie zasługuje na to.
Już miałam ochotę coś jej odpowiedzieć, kiedy w mojej głowie pojawiło się malutkie światełko. O tak...
-Dobrze. - odpowiedziałam sucho i poszłam za 15-latkiem do pokoju. Na szczęście był na parterze. Zamknęłam za sobą drzwi podchodząc do okna.
- Da się to otworzyć?- spytałam szarpiąc za klamkę.
- Da, przesuń się.- rozkazał. Był o głowę niższy ode mnie. Otwarł okno na oścież. Było na tyle duże, że spokojnie przez nie wyjdę.
- Jeśli piśniesz chociaż jedno słówko, masz przesrane.- oznajmiłam.
- A co, jak zapytają gdzie poszłaś?- usiadł nieśmiało na łóżku. No sory bardzo, jak można się tak zachowywać u siebie w domu?
- Wciśnij im kit, że jestem w kiblu.- odpowiedziałam wychodząc. Zeskoczyłam z niskiego parapetu i bez słów podziękowania poszłam w kierunku domu. Dzięki bogu nie padało. Podobno w Anglii dużo pada, ale pewna nie jestem. Mieszkam tu już dobry tydzień i mogę stwierdzic, że Holmes Chapel jest fajne. W tym sensie, że można tu wejść do prawie każdego klubu bez okazania dowodu.
Nacisnęłam klamkę by otworzy spore brązowe drzwi, ale dupa. Nie dało się. Caren, najwidoczniej zwykła zamykać drzwi kiedy gdzieś wychodziła. Dzielnica wyglądała na bezpieczną, ale nie wiadomo jacy ludzie tędy chodzą.
Postanowiłam się przejść. Mimo iż było już całkiem ciemno, co to za problem? Ciemności się nie boję, a obronić się umiem. Telefon mi zabrali, bym nie mogła się komunikowac z Lukiem. Fajni rodzice, prawda?
Kroczyłam wąskim chodnikiem obok domków tak uderzająco podobnych do siebie, że stawało się to przerażające. Po jakiś 30-40 minutach, nie mogę dokładnie orzec, trafiłam na biedniejsze osiedle. Okiennice były stare, ogródki zarośnięte i gdzie gdzieniegdzie walały się stare ubrania, części do samochodów, a nawet lodówki! Ah Ci Anglicy... coraz bardziej mnie zaskakują. Z kieszeni spodni wyciągnęłam zgniecioną fajkę. Nie ważne jaka, ważne że jest! Palę odkąd skończyłam 15 lat. Czyli dwa lata. Podpaliłam ją szybko po czym schowałam zapalniczkę z powrotem do kieszeni. Mocno się zaciągnęłam przymykając oczy. Dym rozniósł się po moich płucach lekko je drażniąc. Wypuściłam powietrze przystając. Rozejrzałam się dookoła zastanawiając się w którą stronę powinnam teraz iśc. Nagle usłyszałam krzyk kobiety. Nie wybaczyłabym sobie gdybym nie poszła za źródłem, przecież tej biedaczce mogło się cos stac! Wrzaski prowadziły z małej, bocznej alejki. Spostrzegłam kulącą się dziewczynę, a nad nią dobrze zbudowanego mężczyznę. Chyba ją bił. Po raz kolejny kopnął ją prawą nogą sprawiając, że jeszcze głośniej krzyknęła. Dziwne, że nikt nie wychodził z domu, żeby zobaczyć co się działo. Podeszłam do niego pewnym krokiem stając mu za plecami.
- Zostaw ją! Nie nauczono Cię, że kobiet się nie bije?!- podniosłam głos podchodząc do jak się okazało, blondynki. Jej twarz była zapuchnięta, a z ust wypluwała krew.
- Zamknij się szmato!- odpowiedział kopiąc ją jeszcze raz.
- Dosyc tego...- szepnęłam.- Pomocy, pomocy!- zaczęłam krzyczec ile miałam sił w gardle. Mężczyzna się odwrócił i z całej siły walnął mnie w twarz. Policzek zaczął mnie piec, a z oczu popłynęły łzy.
Pierwsze co wpadło mi na myśl, to wybiec na chodnik, może akurat ktoś będzie szedł...
Stanęłam na środku ulicy panicznie się rozglądając. Jest... Moja nadzieja. Po drugiej stronie szedł jakiś facet. Jego krok był równy aczkolwiek szybki. Podbiegłam do niego.
- Niech mi pan pomoże, tam zabijają dziewczynę. Błagam!- zaczęłam jeszcze bardziej płakac.
- Spokojnie, już tam idę. W którym miejscu?- zapytał łapiąc mnie za ramię. Zaprowadziłam go do zaułka. Jego głos był spokojny, a na jego twarzy mogłam dostrzec lekki uśmieszek. Stanęliśmy jakieś 3 metry od pary, a mój nieznajomy nie miał zamiaru się ruszyc.
- No zrób coś!- krzyknęłam patrząc na niego błagalnie.
- Jack, zachowuj się! Widownia się zbiegła.- złapał moje ramie jeszcze mocniej. Co? On go zna?! Stałam skołowana przez kolejne kilka minut nie mogąc sie ruszyc.- Dobra, przestań, chyba nie chcesz jej zabic co?- zaśmiał się. Czy dla niego to nic nie znaczy?! Jack chwycił dziewczynę podnosząc ją na nogi.
- Będziesz już grzeczna?- zapytał ją jak psa.- Jeśli nie będziesz, znowu będę musiał Cię ukarac.- blondynka kiwnęła głową, a chłopak starł krew z jej ust.- Idziemy.- rozkazał ciągnąc ją za sobą. Chłopak który mnie przytrzymywał ruszył za odchodzącą parą, oczywiście przez jego uścisk, ja też musiałam.
Kiedy zobaczyłam, że idziemy do czarnego Range Rovera próbowałam się wyrwac.
- A gdzie Ty się kotku wybierasz?- zapytał. W jego oczach zobaczyłam wrogośc i nieugientośc.
- Do domu, puśc mnie!- zaczełam się szarpac.
- Po tym co zobaczyłaś? Mowy nie ma!- prychnął z poirytowania.
- Harry, rusz się!- krzyknął chłopak siedzący za kierownicą. Nadal stałam w miejscu, ignorując Harrego, bo chyba tak miał na imię brunet. Teraz dopiero dostrzegłam, że ma loczki. Urocze. Nie! Stój, żadne mi tu urocze!
- Albo idziesz ze mną ślicznotko, albo będę musiał Cię zabic.- poczułam obecnośc czegos twardego na wysokości mojego pasa [Dop.Aut. ZBOCZUCHY!]. Pistolet... Nie chciałam tak zginąc! Z zaciśniętymi zębami, mimowolnie wsiadłam do auta.- Dobra dziewczynka...- Harry wsunął broń za pasek spodni pomagając mi wsiąść do auta. Pfff, jakie maniery. Usiadł z tyłu obok mnie, bo blondynka z Jackiem siedzieli z przodu.
- Zwijamy się stąd...- usłyszałam głos Harrego i poczułam jak mnie obejmuje i przyciska do siebie.- Rób, co Ci mówię, a nic Ci się nie stanie.- usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos przy moim uchu, co wcale nie sprawiło, że się rozluźniłam..

_______________________________________
Szi sejs szi low maj loli
Nie mogę się od tego uwolni no! To nie fair ;p
No więc jest 1 rodział? Jak Wam się podoba? Komentujcie ;p
Kolejny powinien się pojawi dzisiaj albo jutro :)
Zazu